Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawnik. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lipca 2013

Jak korzystać z usług prawników procesowych


Podczas Kongresu Sporów Sądowych, Mediacji i Arbitrażu zorganizowanego przez Instytut Allerhanda miałem okazję moderować dyskusję pt. „Czego klienci oczekują od prawników procesowych”  (relacja z Kongresu tutaj). W panelu dyskusyjnym wzięli udział szefowie działów prawnych dużych spółek. Doświadczeni prawnicy wewnętrzni wiedzą czego mogą oczekiwać od prawników procesowych i jak optymalnie ułożyć sobie z nimi współpracę. Dla wielu firm jednak spory przed sądem lub w arbitrażu są rzadkością. Gdy spór taki się pojawi zarządzający często są w kłopocie, gdyż nie bardzo wiedzą jak wybrać kancelarię ani też czego powinni od niej oczekiwać. Problem ten może być szczególnie dotkliwy w przypadku firm, które nie mają prawników in-house.

Postanowiłem więc spisać kilka porad dla kadry zarządzającej – jak wybrać prawnika do prowadzenia ważnego procesu, czego od niego należy oczekiwać i jak się z nim dogadać. Są to uwagi pisane z punktu widzenia prawnika procesowego. Nie ma więc tu porady, jak poprowadzić proces za O zł.  Mam nadzieję, że moje rady będą mimo wszystko przydatne.

·                     Przy wyborze kancelarii nie kieruj się rankingami opartymi na ilości prawników. Cóż Ci po tym, że kancelaria, która wybrałeś zatrudnia 100 prawników (i jest mocna w M&A i w nieruchomościach)? Nie traktuj też śmiertelnie poważnie innych rankingów.

·                     Nie kieruj się wyłącznie brandem kancelarii, ale raczej brandem prawnika, który będzie dla Ciebie pracował. Upewnij się, że prawnik, którego wybrałeś będzie prowadził i nadzorował sprawę. W wielu kancelariach poziom usług jest bardzo nierówny i pod tą samą firmą można otrzymać wybitne usługi, jak też i marne porady.

·                     Poszukaj prawnika od procesów, raczej niż eksperta z danej branży. Wielu klientów uważa, iż spór w branży energetycznej najlepiej poprowadzi prawnik specjalizujący się w prawie energetycznym. To błąd. Prawnik, który na co dzień zajmuje się doradztwem regulacyjnym i przygotowywaniem dokumentów transakcyjnych najczęściej ma małe pojęcie o przygotowaniu strategii procesowej, pism procesowych, technikach przesłuchiwania świadków itp. Za to dobry prawnik procesowy zrobi research prawny z danej dziedziny i zapozna się z biznesowymi aspektami sprawy. Oczywiście, w niektórych ezoterycznych dziedzinach, takich jak np. prawo telekomunikacyjne, optymalna będzie współpraca prawników-specjalistów branżowych z prawnikami procesowymi. Pamiętaj jednak, że współpraca między departamentami w dużych kancelariach wygląda różnie. Fakt, że dana kancelaria ma u siebie zarówno dział prawa farmaceutycznego, czy telekomunikacyjnego, jak też i dział procesowy nie znaczy wcale, że prawnicy tych działów rozmawiają ze sobą.

·                     Przy wyborze prawnika nie kieruj się ceną jako głównym kryterium. Jeżeli masz wątpliwości czy cena proponowana przez kancelarię nie jest zbyt wysoka, zbierz dwie-trzy oferty z rynku. Niech będą to oferty firm porównywalnych, które równie dobrze mógłbyś wziąć do tej samej sprawy. Jeżeli chcesz sprawę wygrać to szukanie oszczędności za wszelka ceną może być w tym przeszkodą.

·                     Jeżeli jest to naprawdę ważna sprawa, bet-the-company case i nie masz stuprocentowego zaufania do wybranej kancelarii (bo pracujesz z nimi pierwszy raz, nie dlatego, że już wcześniej wykazali się ignorancją) weź drugą kancelarię, która będzie recenzować pracę pierwszej. Pamiętaj jednak, ze jest to delikatna kwestia. Prawnicy lubią krytykować innych prawników i jest ryzyko, że druga kancelaria będzie czepiać się bez potrzeby. Określ jasno zakres kompetencji jednej i drugiej kancelarii, by nie doszło do decyzyjnego pata.

·                     Wymagaj, by prawnik przedstawił Ci rzetelną analizę sprawy.  Żądaj realistycznej oceny sytuacji. Jedną z najgorszych rzeczy jakie mogą Ci się trafić, to prawnicy, którzy bez analizy zabiorą się za sprawę oraz prawnicy, którzy bez podstawy będą Cię zapewniać o przyszłym sukcesie. Zaufaj raczej temu, kto pokaże Ci słaby punkty w Twojej sprawie niż temu, który powie, że ich nie ma.

·                     Zwróć uwagę czy prawnik przykłada wagę do faktów, czy stara się dowiedzieć wszystkiego, co potrzebne od strony biznesowej. Wielu prawników bardzo lubi prawo, ale nie chce sobie brudzić rąk analizą skomplikowanego stanu faktycznego.

·                     Żądaj by prawnik wyjaśnił jaką przyjął strategię i czym się kierował.  Powinien poinformować Cię o wszelkich zmianach w tym zakresie. Ustal, że będzie przesyłał Ci projekty oraz kopie pism, które zostały wysłane do sądu.

·                     Żądaj by prawnik na bieżąco informował  Cię o wszystkich istotnych zdarzeniach, przesyłał Ci wszystkie pisma z sądu i pisma drugiej strony.

·                     Jeżeli masz sprawę za granicą i potrzebujesz pomocy zagranicznej kancelarii, np. czeka Cię arbitraż w Londynie pod angielskim prawem, albo spór w chińskim sądzie znajdź najlepszą dla siebie kancelarię, która prowadzi spory w tych miejscach. Zaskakująco często w takich sytuacjach szuka się prawników w ten sposób, że patrzy się która z kancelarii działających w Warszawie ma też biuro w Londynie lub w Szanghaju. Jest spore ryzyko, że firma, która jest potentatem w Warszawie w Londynie ma dział arbitrażowy, o którym nikt tam nie słyszał.  

wtorek, 7 maja 2013

Robert Bork o życiu prawnika




W grudniu zeszłego roku zmarł sędzia Robert Bork. Był on uznawany jest za jednego z najwybitniejszych, a jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych amerykańskich prawników naszych czasów. W 1987 roku  został nominowany przez Ronalda Regana na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Senat nie zatwierdził jednak tej nominacji z uwagi na konserwatywne poglądy polityczne sędziego Borka.

Tutaj można zobaczyć nagranie z przesłuchania w Senacie:


Do przesłuchania tego często wraca się w ramach dyskusji o upolitycznieniu amerykańskiego Sądu Najwyższego. Co ciekawe, nawet zdaniem jego intelektualnych oponentów Robert Bork był najbardziej kompetentnym kandydatem do objęcia tego stanowiska (zob. artykuł Richarda Posnera).

Niedawno ukazała się książka sędziego Borka ”Saving Justice: Watergate, the Saturday Night Massacre, and Other Adventures of a Solicitor General” opisująca czas, w którym służył on jako Solicitor General w administracji Richarda Nixona.

 

Jest to bardzo interesująca lektura. Można zobaczyć jak wyglądała praca w administracji Nixona w trakcie afery Watergate,  przed jakimi dylematami stawał Bork i jak jak sobie z nimi radził. Choć styl autora jest suchy i rzeczowy jest w książce kilka anegdot. Oto jak Bork opisał swoje pierwsze spotkanie z prezydentem Nixonem:

When  I first met Richard Nixon, I could see in his expression the conviction that someone had blundered badly. Nixon was notorious for his dislike of Ivy League professors, although he staffed his administration with a number of them. Aside from that, I was wearing a beard, and a reddish one at that. He almost visibly recoiled at being confronted with this apparition resembling an antiwar protester.

W ostatnim rozdziale autor dzieli się z czytelnikami przemyśleniami na temat tego dlaczego warto być prawnikiem, jakie wiążą się z tym przyjemności i obowiązki. Przytacza między innymi słynną odpowiedź, jaką udzielił jednemu z senatorów na pytanie dlaczego chce zostać sędzia Sądu Najwyższego:

Senator, I guess the answer to that is that I have spent my life in the intellectual pursuits in the law. And since I’ve been a judge, I particularly like the courtroom. I like the courtroom as an advocate and I like the courtroom as a judge. And I enjoy the give-and-take and the intellectual effort involved. It is just a life and that’s of course the Court that has the most interesting cases and issues and I think it would be an intellectual feast just to be there and to read the briefs and discuss things with counsel and discuss things with my colleagues.

Chyba najtrafniej sens bycia prawnikiem oddaje ten fragment książki:

A life in the law requires a sense of both inquiry and duty. Without inquiry, duty slips into idolatry; without duty, inquiry descends into navel-gazing. What joys, then, has a life in the law provided? What has it taught? In moments of despair, I used to advise young people, most of whom seem headed for law school these days, not to go into the law. One former student reminded me that I advised his class to take up dermatology, another that cosmology would be preferable. I didn’t really mean that, of course, and have since ceased saying as much. A life in the law can provide money – for some people, lots of money. More important, it provides excitement, humor, intellectual vigor, camaraderie with interesting people, and the satisfaction that comes from hard work done well.

Ci prawnicy, którzy są nieszczęśliwi, sami są sobie winni.

piątek, 12 kwietnia 2013

Reverse benchslap Polish style




Termin „benchslap” oznacza zazwyczaj złośliwą uwagę sędziego, skierowaną do występującego przed sądem prawnika. Benchslapy amerykańskich sędziów są regularnie komentowane w prasie i Internecie. Autorem mojego ulubionego benchslapu jest sędzia Richard Posner, który obrazowo porównał zachowanie pełnomocnika do zachowania strusia.

Wskazana wyżej definicja jest jednak definicją tylko podstawowego rodzaju benchslapu. Obok zwykłych benchslapów mamy bowiem „horyzontalne benchslapy” (krytyka sędziego zasiadającego w tym samym składzie), „wertykalne benchslapy” (krytyka sędziego sądu niższej instancji) i „odwrócone benchslapy” (krytyka sędziego przez pełnomocnika lub krytyka sędziego sądu wyższej instancji). Czytelnikom, którzy chcą poznać lepiej teorię benchaslapów polecam ten post.

Benchslapy w polskich sądach są rzadkie, a większość z nich polega na suchym wytykaniu adwokatom i radcom błędów z podkreśleniem, że są „profesjonalnymi pełnomocnikami”. Jednym słowem - nuda. Z tym większym zaskoczeniem przyjąłem uzasadnianie wyroku Sądu Apelacyjnego w Wrocławiu (wyrok z dnia 21 września 2006 r., sygn. akt I ACa 852/06), w którym wrocławscy sędziowie brutalnie rozprawili się z wyrokiem Sądu Najwyższego. Oto rzadki w polskiej judykaturze przykład odwróconego benchslapu. Już na początku uzasadnienia znajdujemy rzecz nieczęsto spotykaną, czyli wyraźne przyznanie, że sąd nie zgadza się z SN:

Rozstrzygając zaś, należało uwzględnić apelację pozwanej jako uzasadnioną, wyrażając odmienny pogląd prawny niż Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 27 lutego 2004 r. (sygn. akt V CK 272/03) i Sąd Apelacyjny we Wrocławiu (sygn. akt I ACa 409/05) (…) Sąd Apelacyjny w składzie orzekającym w niniejszej sprawie nie poddaje się tej sugestii kwestionując będące jej źródłem stanowisko Sądu Najwyższego.

Standardowym zachowaniem sądu w takim przypadku byłoby przemilczenie niewygodnego orzeczenia, lub potraktowanie go w sposób powierzchowny i skrótowy, tak, by wydawało się, że nie ma żadnej rozbieżności poglądów pomiędzy składem orzekającym i SN. Sąd wrocławski zamiast tego postanowił walczyć z otwartą przyłbicą.

W dalszej części uzasadnienia jest tylko już tylko ostrzej:

W opozycji do tego chybionego stanowiska Sądu Najwyższego warto odwołać się do przemyślanego, odmiennego poglądu doktryny. (…) Pomijając motywy stanowiska Sądu Najwyższego - sięgającego w dobrej intencji po złe instrumenty prawne - trzeba zauważyć, że już w samym założeniu tezy tkwi istotny błąd prawny. Fałszywie bowiem zakłada Sąd Najwyższy (…)

Pod koniec uzasadnienia Sąd Apelacyjny staje się bezlitosny:

Sąd Najwyższy bagatelizuje problem, uznając niespodziewanie, że (...). Zapomina bowiem o prawdziwych konsekwencjach przyjęcia konstrukcji bezpodstawnego wzbogacenia. (...) Zaplątała się tu zaś Sądowi Najwyższemu koncepcja "zaspokojenia się w drodze egzekucji".

Biorąc pod uwagę jak bardzo odbiegają od większości orzeczeń sądowych uwagi Sądu Apelacyjnego są zaskakujące. Największą niespodziankę Sąd Apelacyjny zostawił jednak na sam koniec uzasadnienia:

Korzystając z dyspozycji art. 102 k.p.c. Sąd Apelacyjny odstąpił od obciążenia powoda kosztami procesu w obu instancjach, mając na uwadze (…) niegdysiejsze wskazanie powodowi - mimochodem - przez Sąd Apelacyjny drogi roszczenia o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia jako służącej właściwie ochronie wierzycieli. 

Sąd pozwolił sobie na  benchslap, o którym nie śniło się amerykańskim prawnikom - auto-benchslap (proponuję określenie ”self-benchslap” po angielsku).

czwartek, 21 lipca 2011

O osobliwym języku prawników


Często narzeka się na język jakim posługują się prawnicy. Jest on mętny, napuszony, przeładowany żargonem i terminami technicznymi. Wielu prawników uważa zapewne, iż umiejętność posługiwania się takim językiem jest świadectwem intelektualnej wyższości nad resztą społeczeństwa. Kwestia, czy używając takiego języka są w stanie przekazać innym osobom treść swoich myśli, zdaje się nie mieć dla nich większego znaczenia.

Niedawno wróciłem do lektury reportaży Macieja Zaremby zebranych w książce „Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji”. W jednym z nich autor analizuje język, jakim posługują się szwedzcy sędziowie. Warto przytoczyć fragment tego reportażu. Problem, o którym pisze Maciej Zaremba nie dotyczy wyłącznie szwedzkich prawników. Co prawda w Polsce nadmierna ostrożność w formułowaniu sądów jest cechą występującą częściej u adwokatów i radców niż sędziów, ale brak zainteresowania tym, czy jest się odpowiednio rozumianym przez nie-prawników jest podobny do tego w Szwecji.

"By zrozumieć powagę sędziowskiej uwagi, musiałem przejść szkolenie. Ile osób wie, że w tym żargonie wyraz „osobliwe” jest dosadnym przekleństwem? Użyty w raporcie oznacza „absolutnie niedopuszczalne”. Jeżeli ktoś pisze „zdaje się nie najlepiej predestynowany do wykonania zadania”, ma na myśli „totalnie pozbawiony kompetencji”.

To chyba z powodu zamętu językowego najbardziej demaskatorskie raporty (na przykład o śledztwie w sprawie morderstwa Olofa Palme) przeszły niezrozumiane. Spotkałem kilku spośród lustratorów, rwą sobie włosy z głowy. Dlaczego nikt nie odnotował, iż odsądziliśmy od czci i wiary Urząd Medycyny Sądowej? Wielokrotnie pisaliśmy „osobliwe”!

Profesor Hans-Gunnar Axberger próbuje wprowadzić prostszy język, ale żargonem trwożnej ostrożności przesiąknięte są mury. Dlatego profesor budzi zgorszenie wśród kadry sędziowskiej, ostatnio raportem o omyłkowo skazanych. Jak może poważny urzędnik pisać, że wyrok jest „błędny”. Tego słowa nie ma w naszym słowniku. Pytam Axbergera, jak jego krytycy skomentowaliby wniosek, że dwa plus dwa daje pięć.

- Sprawia wrażenie nie w pełni zgodnego z najczęściej stosowanymi zasadami arytmetyki."

niedziela, 28 listopada 2010

Czy sędziowie mogą korzystać z komputerów?


W piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej opublikowano artykuł "Sędzia orzeka zgodnie z komputerem".

Autorka artykułu stawia następującą tezę: „Sądy coraz częściej bezkrytycznie stosują komercyjne systemy informacji prawnej, w których publikowane są ustawy i rozporządzenia. Zapominają, że nie są one oficjalnym źródłem prawa. Taki charakter mają tylko urzędowe publikatory, tj. Dziennik Ustaw czy Monitor Polski. W efekcie, gdy program zawiera błąd lub nieścisłość, sąd zamiast to wytknąć i samodzielnie zinterpretować ustawę, powtarza bez żadnej refleksji informację za systemem komputerowym”. Podaje przykłady spraw, które błędnie rozstrzygnięto w oparciu o informacje zaczerpnięte z programów komputerowych takich jak Lex, czy Legalis. Przytacza też opinię eksperta: „Sędzia, urzędnik, prawnik, który ogranicza się do używania popularnych systemów informacji prawnej, a nie weryfikuje brzmienia źródeł prawa w Dzienniku Ustaw, postępuje niesumiennie - ocenia adwokat Jerzy Naumann. To tak jakby nauczyciel wykładał Mickiewicza na podstawie bryków, a nie oryginalnych utworów”.

Uważam, iż powyższe zarzuty są oparte na nierealistycznych przesłankach i w konsekwencji są mocno przesadzone.

Oczywiście obowiązkiem sędziego i każdego innego prawnika jest ustalenie, którą ustawę lub rozporządzenie należy zastosować i jaka jest ich treść. Bez wątpienia w systemach informacji prawnej mogą raz na jakiś czas znaleźć się błędy. Dlatego też, jeżeli zachodzi wątpliwość, co do obowiązywania danego aktu prawnego lub co do jego treści, starannie działający prawnik będzie starał się tę wątpliwość wyjaśnić przez sprawdzenie treści Dziennika Ustaw. Czasami i to nie wystarcza, gdyż nawet w Dzienniku Ustaw może znaleźć się błąd i sięgnąć trzeba do materiałów przedstawiających przebieg procesu legislacyjnego, by ustalić właściwą treść ustawy (por. tu).

Wymaganie jednak, by sędziowie w każdej sprawie weryfikowali treść stosowanych przez nich przepisów w Dzienniku Ustaw w uderzający sposób rozmija się z rzeczywistością. Otóż sędziowie każdego dnia stosują dziesiątki lub setki różnych przepisów. Gdyby nie mogli oni polegać na systemach informacji prawnej i książkowych publikacjach ustaw, każdy z nich musiałby większość czasu poświęcać na mozolne ustalanie treści ustawy. Ciekaw jestem jak autorka artykułu i ekspert, którego wypowiedź została przytoczona, wyobrażają sobie ustalanie „u źródła” treści Kodeksu postępowania cywilnego, który został uchwalony w 1964 r. i od tego czasu został zmieniony ponad 100 razy. Co więcej, można śmiało przyjąć, iż gdyby rzeczywiście sędziowie szli za radami udzielonymi w tym artykule i na własną rękę ustalali brzmienie każdego przepisu z Dziennikiem Ustaw w ręku, to ilość błędów w orzeczeniach wynikających z błędnego ustalenia treści prawa byłaby dużo większa niż obecnie, gdyż w licznych nowelizacjach ustaw bardzo łatwo się pogubić. Gdyby konsekwentnie zastosować analogię do nauczyciela, który wykłada Mickiewicza to podzielając poglądy wyrażone w artykule należałoby uznać, iż dopuszczalne jest korzystnie tylko z rękopisów wieszcza. Wszelkie teksty drukowane trzeba by uznać za niewiarygodne, gdyż istnieje ryzyko, że mogą od treści rękopisów odbiegać.

Problem przedstawiony w artykule jest problemem marginalnym. O wiele więcej błędów w orzeczeniach sądowych wynika z błędnego ustalenia stanu faktycznego oraz z błędnej wykładni ustaw niż nieprawidłowego ustalenia treści obowiązującego prawa. Nawet gdyby wraz z każdą nowelizacją każdej ustawy publikowano jej tekst jednolity, niewielki miałoby to wpływ na poprawę jakości orzecznictwa.