Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzecznictwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzecznictwo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 24 lipca 2012

Sąd Najwyższy: potwierdzanie wadliwych czynności członków zarządu. Kolejny krok wstecz


W zeszłym tygodniu w Rzeczpospolitej opisano wyrok SN z dnia 11 lipca 2012 r. (II CSK 744/11). Stan faktyczny był taki, że spółka dokonując czynności prawnej reprezentowana była przez jednego członka zarządu, podczas gdy obowiązywała reprezentacja łączna, przez dwóch członków zarządu. Zagadnienie, które należało rozstrzygnąć było następujące: czy w przypadku wadliwej czynności zarządu możliwe jest jej potwierdzenie w późniejszym czasie. Potwierdzenie takie jest możliwe w przypadku, gdy osoba prawna reprezentowana jest przez rzekomego pełnomocnika. Nie jest zaś jasne, czy wtedy, gdy spółkę wadliwie reprezentuje członek zarząd (lub rzekomy członek zarządu) czynność taka jest bezwzględnie nieważna, czy też można ją potwierdzić.

Wyrok SN jest złą wiadomością dla praktyki. SN uznał iż czynności członków zarządu potwierdzić nie można. Był to niegdyś pogląd dominujący w orzecznictwie i doktrynie. Jednakże, w uzasadnieniu uchwały siedmiu sędziów z 14 września 2007 r. (III CZP 31/2007) SN jednoznacznie opowiedział się za możliwością potwierdzenia wadliwych czynności prawnych zarządu osoby prawnej. Uchwałę tę profesor Sołtysiński określił jako „jedno z najbardziej doniosłych orzeczeń Izby Cywilnej SN zapadłych o 1989r.” Orzeczenie to było przykładem tryumf zdrowego rozsądku nad formalizmem prawniczym. Sędziowie wzięli pod uwagę, iż możliwość potwierdzenia czynności zarządu chroni lepiej interesy osoby prawnej i bezpieczeństwo obrotu niż sankcja bezwzględnej nieważności. W wyczerpujący sposób odparli też  dogmatyczne argumenty za sankcją nieważności.

Jak się okazało, zachwyty były przedwczesne. SN w kolejnych orzeczeniach raz potwierdzał stanowisko wyrażone w uchwale z 2007 r. (np. III CSK 304/2008), a raz wracał do poglądu, iż wadliwa czynność zarządu jest nieważna i nie może być potwierdzona. Przykładem tego jest wyrok z 8 października 2009 r. (II CSK 180/2009).  W wyroku tym SN odrzucił argumenty wyrażone w uchwale siedmiu sędziów w kilku zaledwie zdaniach. Co więcej, lektura wyroku może wywołać błędne wrażanie, iż rozstrzygnięte zagadnienie nie budzi kontrowersji. Napisano bowiem, iż pogląd broniący  sankcji nieważności bezwzględnej jest „jednolicie reprezentowany” w orzecznictwie SN. Mam nadzieję, iż w uzasadnieniu  uchwały z 18 lipca 2012 r. SN nie tylko przyzna, iż obecne stanowisko nie jest jedynym jakie  zajmował w tej kwestii, ale też szczegółowo uzasadni dlaczego uznał, iż skład siedmiu sędziów wydając uchwałę z 14 września 2007 r. roku w błędzie. Dobrze byłoby też, gdyby kwestia ta została ostatecznie rozstrzygnięta przez SN w drodze uchwały mającej moc zasady prawnej.

niedziela, 28 listopada 2010

Czy sędziowie mogą korzystać z komputerów?


W piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej opublikowano artykuł "Sędzia orzeka zgodnie z komputerem".

Autorka artykułu stawia następującą tezę: „Sądy coraz częściej bezkrytycznie stosują komercyjne systemy informacji prawnej, w których publikowane są ustawy i rozporządzenia. Zapominają, że nie są one oficjalnym źródłem prawa. Taki charakter mają tylko urzędowe publikatory, tj. Dziennik Ustaw czy Monitor Polski. W efekcie, gdy program zawiera błąd lub nieścisłość, sąd zamiast to wytknąć i samodzielnie zinterpretować ustawę, powtarza bez żadnej refleksji informację za systemem komputerowym”. Podaje przykłady spraw, które błędnie rozstrzygnięto w oparciu o informacje zaczerpnięte z programów komputerowych takich jak Lex, czy Legalis. Przytacza też opinię eksperta: „Sędzia, urzędnik, prawnik, który ogranicza się do używania popularnych systemów informacji prawnej, a nie weryfikuje brzmienia źródeł prawa w Dzienniku Ustaw, postępuje niesumiennie - ocenia adwokat Jerzy Naumann. To tak jakby nauczyciel wykładał Mickiewicza na podstawie bryków, a nie oryginalnych utworów”.

Uważam, iż powyższe zarzuty są oparte na nierealistycznych przesłankach i w konsekwencji są mocno przesadzone.

Oczywiście obowiązkiem sędziego i każdego innego prawnika jest ustalenie, którą ustawę lub rozporządzenie należy zastosować i jaka jest ich treść. Bez wątpienia w systemach informacji prawnej mogą raz na jakiś czas znaleźć się błędy. Dlatego też, jeżeli zachodzi wątpliwość, co do obowiązywania danego aktu prawnego lub co do jego treści, starannie działający prawnik będzie starał się tę wątpliwość wyjaśnić przez sprawdzenie treści Dziennika Ustaw. Czasami i to nie wystarcza, gdyż nawet w Dzienniku Ustaw może znaleźć się błąd i sięgnąć trzeba do materiałów przedstawiających przebieg procesu legislacyjnego, by ustalić właściwą treść ustawy (por. tu).

Wymaganie jednak, by sędziowie w każdej sprawie weryfikowali treść stosowanych przez nich przepisów w Dzienniku Ustaw w uderzający sposób rozmija się z rzeczywistością. Otóż sędziowie każdego dnia stosują dziesiątki lub setki różnych przepisów. Gdyby nie mogli oni polegać na systemach informacji prawnej i książkowych publikacjach ustaw, każdy z nich musiałby większość czasu poświęcać na mozolne ustalanie treści ustawy. Ciekaw jestem jak autorka artykułu i ekspert, którego wypowiedź została przytoczona, wyobrażają sobie ustalanie „u źródła” treści Kodeksu postępowania cywilnego, który został uchwalony w 1964 r. i od tego czasu został zmieniony ponad 100 razy. Co więcej, można śmiało przyjąć, iż gdyby rzeczywiście sędziowie szli za radami udzielonymi w tym artykule i na własną rękę ustalali brzmienie każdego przepisu z Dziennikiem Ustaw w ręku, to ilość błędów w orzeczeniach wynikających z błędnego ustalenia treści prawa byłaby dużo większa niż obecnie, gdyż w licznych nowelizacjach ustaw bardzo łatwo się pogubić. Gdyby konsekwentnie zastosować analogię do nauczyciela, który wykłada Mickiewicza to podzielając poglądy wyrażone w artykule należałoby uznać, iż dopuszczalne jest korzystnie tylko z rękopisów wieszcza. Wszelkie teksty drukowane trzeba by uznać za niewiarygodne, gdyż istnieje ryzyko, że mogą od treści rękopisów odbiegać.

Problem przedstawiony w artykule jest problemem marginalnym. O wiele więcej błędów w orzeczeniach sądowych wynika z błędnego ustalenia stanu faktycznego oraz z błędnej wykładni ustaw niż nieprawidłowego ustalenia treści obowiązującego prawa. Nawet gdyby wraz z każdą nowelizacją każdej ustawy publikowano jej tekst jednolity, niewielki miałoby to wpływ na poprawę jakości orzecznictwa.