W tym roku
mija 10 lat od czasu gdy rozstałem się z Biglaw.
Przez 6 lat pracowałem w warszawskim biurze jednej z firm londyńskiego Magic Circle. Była to moja pierwsza
praca po studiach. Nauczono mnie tam jak ważna jest rzetelna analiza prawna
każdej sprawy, dbałość o szczegóły, klarowność wypowiedzi, jasna komunikacja z
klientami oraz dopasowanie do ich potrzeb i wiele innych cennych rzeczy. Praca ta miała też ciemne strony – absurdalnie długie godziny pracy, ciągłe
rozgrywki między partnerami i prawnikami, idiotyczne polecenia z centrali i
rzecz dla mnie najgorsza – wykonywanie zadań nie dających żadnej intelektualnej satysfakcji, jak na
przykład opisywanie przez kilka tygodni dokumentów spółki w ramach due dilligence przed transakcją M&A.
O ile wiem doświadczenia
pracy w polskim Biglaw nie przełożyły
się na żaden utwór literacki, ani filmowy. Jeśli ktoś szuka niezamierzonej
parodii opisu pracy w kancelarii, to polecam np. „Kasację” autorstwa „polskiego
Johna Grishama” czyli Remigiusza Mroza. Z filmowcami jest jeszcze
gorzej. Chyba nikt z rodzimych filmowców nie zadał sobie trudu, żeby dowiedzieć
się jak wygląda praca prawnika. Dopóki któryś z członków palestry nie napisze
dobrej powieść lub scenariusza pozostaje wybór między polskimi gniotami, takimi
jako „Prawo Agaty” i produkcjami amerykańskimi jak np. „Michael Clayton” , lub książka, o której
piszę poniżej.
W zeszłym
roku ukazała się debiutancka powieść „BIGLAW” napisana przez byłą nowojorską
prawniczkę Lindsay Cameron. Jest to historia Mackenzie Corbett, prawniczki
pracującej w fikcyjnej kancelarii Freedman & Downs (F&D), która jest
jedną z nowojorskich „mega-firm” zatrudniających ponad 500 prawników, gdzie młodzi
prawnicy na wejściu zarabiają rocznie 200.000 dolarów na rok. Mackenzie jest
absolwentką wydziału prawa Uniwersytetu Georgetown. Jest młoda, ambitna, inteligentna
i wrażliwa. Dwie ostatnie cechy są przeszkodą w akceptacji otaczającej ją
rzeczywistości.
Mackenzie poznajemy
w trakcie drugiego roku jej pracy w F&D. Pracuje nad dwiema transakcjami
jednocześnie. Pierwsza to nabycie sieci hoteli Highlander Hotel and Resorts dla funduszu private equity Pegasus. Partner prowadzący Ben Girardi daje jasno
do zrozumienia, że Mackenzie będzie musiała spiąć wielomiliardową transakcję w
terminach wymagających od niej nadludzkiego wysiłku. Jakby tego było mało,
Mackenzie zaczyna równolegle pracę nad drugą transakcją, nabyciem spółki Falcon Mobility, pod nadzorem
socjopatycznego partnera Saula Sievera. Oto sylwetka Saula:
Saul
Siever had something extra – he was a sadist. He actually derived real pleasure
from the torture he inflicted. Rumor had it that the only time Saul could be
seen with a smile on his face was after he yelled at someone. Particularly if
he brought them to tears. It was well-established firm lore that he once threw
a stapler at the cleaning lady for moving his beloved ficus plant while
vacuuming. It hit her in the back of the head and drew blood. Apparently after
the settlement the partnership requested that he be put on medication. Whatever
medication he was taking didn’t seem to stifle his ongoing atrocities against associates,
though. “They can’t make a mediation strong enough to give that monster an
empathy gene,” I remember an associate slurring after one too many margaritas
at a Cino-de-Mayo party. He had a client list that rivaled those of the top
partners in the city, and because of it, the firm ignored all the ways in which
he was a severe liability.
Nad
transakcją Falcon Mobility pracuje
również starsza prawniczka Sarah Clarke. Sarah ma być oficjalnie
mentorem młodszej Mackenzie, a w rzeczywistości jest jej główną konkurentką w
walce o prestiżowy staż (secondment)
u klienta F&D i szczerze nienawidzi Mackenzie.
Mackenzie nie
oszczędza się w pracy. Często pracuje bez przerwy na sen. Czasami śpi po trzy
godziny na dobę. Tak wygląda typowy dzień (lub noc) jej pracy:
I’d been up for twenty-six hours straight. My eyes were burning and
my deodorant had long since ceased to be effective.
Nawet gdy
uda jej się wyjść z pracy, musi ciągle sprawdzać swoje Blackberry:
Scanning my inbox, a wave of choking panic suddenly washed over me. Ben
had emailed at 2:14 A.M. He needed to see a summary of the supply agreement
between Serta Mattresses and Highlander Hotels. ASAP.
Oh,
fuckity fuck. It was like someone threw a bucket of ice water on me. “ASAP” was
the absolute kiss of death in Biglaw. No matter how quickly you respond, it is
never ASAP enough. Judging from the tone of Ben’s email, he fully expected that
I should be in the office, able to fill his request immediately.
Bohaterce
ledwo udaje się wynegocjować jeden dzień wolny do pracy, w święta Bożego
Narodzenia, a i tak część tego dnia musi poświęcić na poszukiwanie faksu w
rodzinnym miasteczku swoich rodziców, by przesłać do hotelu w Meksyku kopię
umowy partnerowi F&D, który tam spędza święta.
Mackenzie zdaje
sobie sprawę jak taki tryb życia odbija się na jej kondycji. Tak opisuje
spotkanie ze studentami, którzy odbywali letnie praktyki w F&D:
Is
this how I used to look? I wondered, studying their fresh faces with annoyance
and fascination. No glassy eyes from long, obedient hours staring at a computer
screen. No physical signs of prolonged sleep deprivation. A few of them even
had a summer tan. A tan is practically forbidden in Biglaw. It shows you’re
spending too much time outside the office. Maybe even have a hobby. They had no
idea what was in store for them, just as I hadn’t. Like war, Biglaw is
something that has to be experienced firsthand to truly be understood.
Bohaterka pracuje
w dziale corporate, który jest najbardziej
prestiżowym departamentem F&D. Jej praca w znacznej części polega na przeglądaniu
i opisywaniu dokumentów w ramach due
diligence. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że to czego uczono jej na
studiach ma niewielki związek z jej praktyką:
The
first time a senior associate dumped a pile of documents on me and asked me to
tell him if there was anything “relevant” in them, it was Sadir who had walked
me through the ins and outs of due diligence. I’d spent three years at law
school memorizing the rules of evidence, countless Supreme Court decisions, and
the details of negligence law, but had been left woefully unprepared for the
work of a Corporate first year associate. When I was still in college,
Georgetown law students, recognizing their lack of real-world skills in a
lackluster economy, had pushed for classes that were more practical. The
faculty response had been, “We’re teaching the Law, not training lawyers.” The
Ivory Tower prevailed, and at the time I understood their position – law school
isn’t a trade school. But at F&D, I often found myself wishing the classes
I’d taken in school had been just a little more useful.
„BIGLAW”
pełna jest inteligentnych i dowcipnych opisów praktyk i zwyczajów panujących w wielkich
firmach prawniczych. Oto scena, w której jeden z głównych partnerów instruuje pozostałych
prawników jak mają rozliczać czas poświecony na transakcję nabycia sieci hoteli
Highlander:
Vincent
laid his palms flat against the conference room table and slowly slid them back
and forth, a tiny smirk breaking across his face. “They want this, guys – let
me be crystal clear about that. Cost is not an issue. If you are in the shower
thinking about this deal, bill it. If you are away from your desk, but have a
Highlander document on your computer screen, bill it.”
“If
you’re fucking your mistress in a Highlander Hotel, bill it,” Waldorf called
out. I mentally rolled my eyes. The only shocking thing about his statement was
how unshocked everyone in the room was.
Lindsay
Cameron tak opisuje typową dla Biglaw hierarchię biurową i jej symbole:
If anyone wanted to discern the pecking
order, all they had to do was look at the offices. Partners had the biggest
offices with the best views and the partners that brought in the most business
were rewarded with a corner office. In the corporate department, associates
called them the "four corner" partners. They were the top rainmakers,
the partners who enjoyed the bulk of the profits, while the other partners, the
service partners," sweated it out in the trenches. After the "service
partners" came the senior
associates, who had their own offices. Next were the junior associates, who
shared an office with another junior associate.
Typowe relacje
między prawnikami poniżej poziomu partnera wyglądają zaś tak:
Derek Boyle (…) was an eighth year associate who was “riding
his ponies to partnership,” which meant he staffed deals heavily with junior
associates, had them do all of the work, and then took all of the credit. Brian
Gambrill, on the other hand, was a seventh year associate famous for emailing
associates while they were on vacation and demanding an immediate response.
According to Brian, vacation was no excuse for not continually checking your
Black-Berry.
Autorka
demaskuje propagandę i hipokryzję stanowiące nieodłączną część etosu Biglaw:
The newest thing in Biglaw propaganda was to
have an "associates committee" that supposedly dealt with associate
satisfaction issues. In reality, the committee would meet with the partners
once a month and suck up to them by telling them they were all doing a bang-up
job and the associates were blissfully happy. What associate would risk saying
anything to the contrary? No one. Then the committee would institute something
like "Jamba Juice Fridays," and somehow this was supposed to
miraculously increase morale. Like a free Jamba Juice made up for our
indentured servitude.
W
historii Mackenzie pojawia się wątek kryminalny, dotyczący zarzutów insider
trading. Nie będę tu jednak opowiadał przygód bohaterki, aby nie popsuć zabawy
tym, którzy mają zamiar przeczytać książkę. Zważywszy ile znajomych motywów
rozpoznaję w tej historii wydaje się, że wiele cech Biglaw ma charakter
uniwersalny, niezależnie od tego czy historia dzieje się Nowym Jorku, Londynie czy
Warszawie. Najlepszym podsumowaniem pracy w Biglaw są słowa kolegi Mackenzie
wypowiedziane w finale powieści:
Wolno rozumieć, że Magda M. Magdą M, ale Michael Clayton to jednak jest ok? Bo mi się podobał niezwykle... (MM nie oglądałem).
OdpowiedzUsuń"Michael Clayton" jest w bardzo ok
OdpowiedzUsuń