„Rzeczpospolita” doniosła, że wśród propozycji dotyczących reformy wymiaru sprawiedliwości znalazł się pomysł, by nominację na sędziego uczynić w Polsce „ukoronowaniem”prawniczej kariery. Zgodnie
z tym pomysłem minimalny wiek sędziego wynosiłby 35 lat. Kandydat na sędziego
musiałby wykazać się co najmniej pięcioletnim stażem w innym zawodzie
prawniczym. Intencje stojące za tym pomysłem są dobre. Marzy mi się, żeby w
sądzie stawać przed starszymi ode mnie prawnikami, którzy przez wiele lat sami
byli adwokatami, więc dobrze rozumieją jak ważny dla stron jest czas, w którym
wydadzą orzeczenie, rozumieją na czym polega moja praca, znają praktyki
rynkowe, rozumieją kwestie finansowe i są biegli w językach obcych. Chciałbym
żeby sędziami byli zadowoleni z życia najlepsi prawnicy w kraju, którzy dawno
już nie mają żadnych zmartwień finansowych, gdyż dzięki praktyce w sektorze
prywatnym dorobili się majątku, a swój zawód wykonują po to by czuć satysfakcję
z bycia dobrym sędzią i cieszyć się powszechnym uznaniem. Wiem jednak, że są to
pobożne życzenia.
Pomysłodawcy
zdają się zapominać, że nie da się przeskoczyć z systemu, w którym bycie sędzią
jest zawodem od samego początku jaki dominuje w systemach prawa kontynentalnego
(„career judges”), do systemu, w którym sędzią zostaje się w uznaniu
zasług, charakterystycznego dla jurysdykcji common law („recognition
judges”). Ponadto, proponowane środki (minimalny wiek 35 lat, 5 lat
doświadczenia w innym zawodzie) nie prowadzą do zakładanego celu (najlepsi i
najbardziej doświadczeni prawnicy zostają sędziami). W wieku lat 35 można w
glorii chwały za zakończyć karierę piłkarza, ale nie adwokata. Po pięciu latach
pracy w kancelarii przy odrobinie szczęści można zmienić podpis na wizytówce, z
„junior associate” na „associate”, ale tylko w wyjątkowych przypadkach na
„partner”. Zamiast rzucać się z motyką na słońce lepiej byłoby postawić sobie
cel bardziej ograniczony, acz realistyczny, to jest zaproponować takie
rozwiązanie, które pozwoli doświadczonym prawnikom zostać sędziami sądów
apelacyjnych i Sądu Najwyższego. Teoretycznie jest to dzisiaj możliwe, ale w
praktyce przepływ z praktyki prawniczej do sądów wyższych instancji nie
istnieje. Złośliwi twierdzą, że przyczyną jest opór środowiska sędziowskiego.
Niezależnie od tego czy mają rację czy nie, jestem przekonany, że dopuszczenie
praktyków z wieloletnią praktyką do orzekania i kształtowania linii
orzeczniczej pozytywnie wpłynie na kontakt sądów z rzeczywistością oraz jakość
orzecznictwa. Dobre wzory mogą okazać się zaraźliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz