czwartek, 19 kwietnia 2012

O dialogu raz jeszcze

We wczorajszej Rzeczpospolitej ukazał się mój artykuł, który stanowi rozwiniecie poprzedniego wpisu na blogu. Próbowałem w nim pokrótce przeanalizować w jaki sposób nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego, która wchodzi w życie 3 maja, wpłynie na dialog między sądem i pełnomocnikami. Poniżej przedstawiam pierwotny tekst tego artykułu. Jego proponowany tytuł brzmiał „Komunikacja między sądem i pełnomocnikami po zmianach w KPC”.

G.B. Shaw powiedział, iż największym problemem w komunikacji jest iluzja, że do niej doszło. Problem ten dotyczy bez wątpienia komunikacji między sądem i profesjonalnymi pełnomocnikami. W toku procesu cywilnego pełnomocnicy z reguły spotykają się z sędziami na licznych posiedzeniach, przedstawiają obszerne pisma, a mimo tego czytając uzasadnienie wyroku niejednokrotnie odnoszą wrażenie, że sąd nie zrozumiał ich argumentacji. Jednocześnie sędziowie uważają, iż pełnomocnicy składają zbyt wiele zbyt rozwlekłych pism, nie potrafią prawidłowo sformułować żądań i wniosków, ani wskazać prawidłowo podstaw roszczeń. W efekcie często żadna ze stron nie rozumie drugiej. Pełnomocnicy nie mogą w żaden sposób odgadnąć, czy ich argumenty zostały prawidłowo zrozumiane i które kwestie są dla sądu ważne. W odczuciu sędziów pełnomocnicy, zamiast pomóc w zrozumieniu sprawy, gmatwają argumentację i gubią najważniejsze kwestie w gąszczu pism.

Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego, która wchodzi w życie 3 maja br. ma na celu usprawnienie komunikacji między sądem i pełnomocnikami. Przyjrzyjmy się wybranym postanowieniom projektu i uchwalonej nowelizacji.

Komunikacja w trakcie rozprawy

W przeciwieństwie do sędziów angielskich i amerykańskich, którzy w trakcie rozpraw zarzucają pełnomocników pytaniami, polscy sędziowie z reguły zachowują się biernie. Pozwalają pełnomocnikom przedstawić swoje stanowisko, ale rzadko zadają pełnomocnikom pytania dotyczące meritum sprawy lub też omawiają z nimi zagadnienia prawne. Zgodnie z nowym brzmieniem art. 212 § 1 KPC „Sąd na rozprawie przez zadawanie pytań stronom dąży do tego, aby strony przytoczyły lub uzupełniły twierdzenia lub dowody na ich poparcie oraz udzieliły wyjaśnień koniecznych dla zgodnego z prawdą ustalenia podstawy faktycznej dochodzonych przez nie praw lub roszczeń. W ten sam sposób sąd dąży do wyjaśnienia istotnych okoliczności sprawy, które są sporne”. Celem tego przepisu jest spowodowanie, by sędziowie w bardziej aktywny niż dotychczas sposób zaangażowali się w przebieg rozprawy. W doktrynie podniesiono, iż przepis ten stoi w sprzeczności z obowiązkiem bezstronnego rozstrzygania sprawy. Nie zgadzam się z tym zarzutem. Nie nakazuje on bowiem, by sąd w jakikolwiek sposób pomagał stronom, ani nie nakłada na sąd obowiązku ustalenia prawdy materialnej niezależnie od inicjatywy stron. Opiera się na słusznym założeniu, iż rozprawa winna służyć temu, by sąd w pełni zrozumiał argumenty stron, a najlepszym do tego środkiem jest zadawanie pytań. Mam jednak poważne wątpliwości, czy przepis ten wpłynie na zmianę dotychczasowej praktyki sądowej. Jego naruszenie nie wiąże się z żadną sankcją. Nie będzie ono mogło stanowić samodzielnego zarzutu apelacyjnego. Wieloletnie przyzwyczajenia mogą okazać się silniejsze niż lex imperfecta.

W projekcie nowelizacji przygotowanym przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego (projekt z 4 listopada 2009 r.) zawarty był również przepis art. 2121 KPC. Przewidywał on, iż sąd na rozprawie zobowiązany jest omawiać ze stronami możliwe podstawy prawne ich żądań. Zgodnie z tym przepisem orzeczenie może być oparte na podstawie prawnej, której strona nie wskazała lub co do której się nie wypowiedziała tylko wtedy, gdy sąd omówił ją ze stronami. W uzasadnieniu projektu wskazano, iż „często zdarza się, że strona, nie mając pełnego obrazu co do możliwych podstaw prawnych przyszłego rozstrzygnięcia sądu, nie wywiązuje się należycie z ciężaru przytoczenia okoliczności faktycznych i powoływania dowodów, a następnie sąd oddala jej żądanie, biorąc pod uwagę taką jego kwalifikację, która wymagałaby aktywności ukierunkowanej na inne okoliczności niż te, które prezentowała strona. W celu zapobiegania występowaniu takich sytuacji projekt zakłada wprowadzenie instytucji omawiania przez sąd ze stronami możliwych podstaw prawnych żądań stanowiących przedmiot postępowania oraz wyklucza możliwość oparcia orzeczenia na „zaskakującej” dla strony podstawie prawnej”. Przepis ten stanowić miał dodatkowe narzędzie usprawniające komunikację miedzy sądem i stronami. Z niezrozumiałych względów nie znalazł się on jednak w projekcie nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego, który został wniesiony do Sejmu przez Radę Ministrów.

I poza rozprawą

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych przepisów wprowadzonych przez nowelę jest art. 207 § 3 i 7 KPC. Zgodnie z tym przepisem w toku sprawy strony będą mogły złożyć pismo przygotowawcze tylko wtedy, gdy sąd tak postanowi, chyba że pismo obejmuje wyłącznie wniosek o przeprowadzenie dowodu. Pismo złożone bez zgody sądu podlegać będzie zwrotowi. W uzasadnieniu projektu nowelizacji w tym zakresie wskazano, iż strony często nadużywają możliwości składania pism procesowych bez zarządzenia przewodniczącego lub postanowienia sądu „co negatywnie wpływa na tok postępowania i wypacza zasadę ustności na rozprawie”. Nie wskazano jednak w jaki sposób składanie pism negatywnie wpływa na tok postępowania ani też dlaczego przedstawienie przez stronę w piśmie wywodów prawnych „wypacza zasadę ustności”.

Myślę, iż rzeczywistym powodem wprowadzenia tej regulacji jest coraz częściej spotykana praktyka składania przez pełnomocników licznych i obszernych pism niezależnie od tego czy wnoszą one cokolwiek nowego do sprawy. Praktyka ta jest niewątpliwie uciążliwa, zarówno dla sądu, jak i dla tej strony, która stara się racjonalnie wykorzystać czas i środki przeznaczone na spór sądowy. Należy jednak mieć nadzieję, że sędziowie w ograniczonym zakresie, jedynie w przypadku rażących nadużyć ze strony pełnomocników, korzystać będą z uprawnienia do nieudzielania zgody na złożenie pisma. W przypadku arbitralnej odmowy istnieje ryzyko naruszenia prawa do sądu. Ponadto, nie leży w niczyim interesie generalne zmuszanie pełnomocników do odpowiadania na argumenty strony przeciwnej wyłącznie na rozprawie. Oczywistym jest, iż wywody prawne, zwłaszcza w skomplikowanych sprawach wyrażone mogą być w sposób bardziej poprawny i precyzyjny na piśmie niż ustnie. Nowe uregulowania można też obejść. Niektórzy radcy prawni i adwokaci zapowiadają już, iż w przypadku bezzasadnego nieudzielania przez sąd zgody na złożenie pisma przygotowawczego będą w trakcie rozprawy dyktować do protokołu rozprawy treść uprzednio przygotowanego pisma. Jeżeli praktyka sądowa poszłaby w tym kierunku byłby to nienajszczęśliwszy efekt nowej regulacji.

Podsumowanie

Pozytywnie należy ocenić wprowadzenie nakazu zadawania pytań stronom. Stosowanie przepisu art. 212 § 1 KPC winno skutkować tym, iż rozprawy będą miały charakter dużo bardziej interaktywny niż dotychczas. Czas pokaże jednak na ile ten cel da się zrealizować w praktyce. Szkoda, iż zrezygnowano z wymogu omawiania podstaw prawnych żądań. Omawianie to pozwoliłoby uniknąć przykrych niespodzianek ze strony sądu. Wprowadzenie rozwiązania, iż strony mogą złożyć pismo przygotowawcze tylko za zgodą sądu może przyczynić się do zracjonalizowania postępowania jeżeli sądy będą ze swoich nowych kompetencji korzystać w sposób rozważny. W przeciwnym wypadku relacje między sądem i pełnomocnikami mogą się tylko pogorszyć.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

O dialogu między sądem i pełnomocnikami


W zeszłym tygodniu przed Sądem Najwyższym USA odbyła się rozprawa w sprawie dotyczącej zgodności z Konstytucją Stanów Zjednoczonych ustawy o powszechnym ubezpieczeniu medycznym, The Affordable Care Act zwanej potocznie Obamacare. Na stronie internetowej amerykańskiego Sądu Najwyższego można znaleźć nagranie oraz protokół z tej rozprawy.

Ciekawe jest porównanie przebiegu tej rozprawy z rozprawami przed polskimi sądami. Polskich prawników uderzyć może zaangażowanie sędziów w rozprawę. Wystąpienia stron przerywane są co chwilę pytaniami ze strony sędziów. W praktyce wystąpienie strony w amerykańskim sądzie polega głównie na udzielaniu odpowiedzi na pytania sędziów. Tymczasem w polskim sądzie pełnomocnik rzadko pytany jest o cokolwiek. Większość rozpraw apelacyjnych lub kasacyjnych polega na rytualnym przedstawieniu stanu sprawy przez sędziego, a następnie na wystąpieniach pełnomocników, co do których nikt nie ma żadnych pytań. Trochę lepiej sprawy mają się w arbitrażu, choć w praktyce spotkałem się już z sytuacją, gdy mimo dużych kontrowersji prawnych i wielomilionowej wartości przedmiotu sporu arbitrzy uznali, iż jakiekolwiek pytania do pełnomocników są zbędne.

Praktyka zadawania pytań prowadzi do tego, iż rozprawa ma formę dialogu między sądem i pełnomocnikiem. Dzięki pytaniom sędziowie są w stanie lepiej zrozumieć argumenty strony jak również łatwiej mogą znaleźć w nich luki i słabe strony. Strony też na praktyce tej zyskują. Pełnomocnicy nie muszą, tak jak w polskim sądzie, domyślać się, które aspekty sprawy są dla sędziów istotne. Dzięki pytaniom ze strony sędziów są w stanie w pełni przedstawić swoją argumentację w tym zakresie, który będzie ważny przy orzekaniu.

Różnice, o których tutaj mowa nie wynikają z odmienności systemów prawnych. Żaden przepis nie zakazuje polskim sędziom zadawania pytań pełnomocnikom stron. Zdarza się, choć niezbyt często, iż w polskim sądzie pełnomocnicy zasypywani są gradem pytań. Pytanie skąd biorą się takie różnice należy do zakresu socjologii prawa i nie mam na nie satysfakcjonującej odpowiedzi. Moja robocza odpowiedź brzmi tak: polska kultura prawna nie jest kulturą opartą na dialogu i wymianie argumentów, lecz na autorytecie i autorytatywnych wypowiedziach. Na polskich uniwersytetach podstawową formą przekazywania wiedzy są wykłady, w trakcie których profesor opowiada (lub czyta ze swojego podręcznika) o zagadnieniach prawnych. Tymczasem na amerykańskich uczelniach większość zajęć prowadzi się „metodą sokratyczną” tj. przez zadawanie studentom pytań, które mają ich nakierować na właściwy tok rozumowania. W polskiej kulturze prawnej dominuje wiara, że na większość pytań prawnych jest jedna właściwa odpowiedź, nie zaś, iż „właściwych” odpowiedzi może być kilka, a „prawda” rodzi się w wyniku wymiany argumentów. W tej sytuacji, ten kto ma w Polsce autorytet (czy to autorytet epistemiczny jak profesor prawa, czy też autorytet deontyczny jak sędzia) nie widzi najczęściej powodu, by swoje jedynie słuszne poglądy z kimkolwiek konfrontować, ani też by kogokolwiek pytać o zdanie.

Na koniec hollywoodzkie przedstawienie „metody sokratycznej” na wydziale prawa Uniwersytetu Harvarda (z 1973 roku):