piątek, 12 kwietnia 2013

Reverse benchslap Polish style




Termin „benchslap” oznacza zazwyczaj złośliwą uwagę sędziego, skierowaną do występującego przed sądem prawnika. Benchslapy amerykańskich sędziów są regularnie komentowane w prasie i Internecie. Autorem mojego ulubionego benchslapu jest sędzia Richard Posner, który obrazowo porównał zachowanie pełnomocnika do zachowania strusia.

Wskazana wyżej definicja jest jednak definicją tylko podstawowego rodzaju benchslapu. Obok zwykłych benchslapów mamy bowiem „horyzontalne benchslapy” (krytyka sędziego zasiadającego w tym samym składzie), „wertykalne benchslapy” (krytyka sędziego sądu niższej instancji) i „odwrócone benchslapy” (krytyka sędziego przez pełnomocnika lub krytyka sędziego sądu wyższej instancji). Czytelnikom, którzy chcą poznać lepiej teorię benchaslapów polecam ten post.

Benchslapy w polskich sądach są rzadkie, a większość z nich polega na suchym wytykaniu adwokatom i radcom błędów z podkreśleniem, że są „profesjonalnymi pełnomocnikami”. Jednym słowem - nuda. Z tym większym zaskoczeniem przyjąłem uzasadnianie wyroku Sądu Apelacyjnego w Wrocławiu (wyrok z dnia 21 września 2006 r., sygn. akt I ACa 852/06), w którym wrocławscy sędziowie brutalnie rozprawili się z wyrokiem Sądu Najwyższego. Oto rzadki w polskiej judykaturze przykład odwróconego benchslapu. Już na początku uzasadnienia znajdujemy rzecz nieczęsto spotykaną, czyli wyraźne przyznanie, że sąd nie zgadza się z SN:

Rozstrzygając zaś, należało uwzględnić apelację pozwanej jako uzasadnioną, wyrażając odmienny pogląd prawny niż Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 27 lutego 2004 r. (sygn. akt V CK 272/03) i Sąd Apelacyjny we Wrocławiu (sygn. akt I ACa 409/05) (…) Sąd Apelacyjny w składzie orzekającym w niniejszej sprawie nie poddaje się tej sugestii kwestionując będące jej źródłem stanowisko Sądu Najwyższego.

Standardowym zachowaniem sądu w takim przypadku byłoby przemilczenie niewygodnego orzeczenia, lub potraktowanie go w sposób powierzchowny i skrótowy, tak, by wydawało się, że nie ma żadnej rozbieżności poglądów pomiędzy składem orzekającym i SN. Sąd wrocławski zamiast tego postanowił walczyć z otwartą przyłbicą.

W dalszej części uzasadnienia jest tylko już tylko ostrzej:

W opozycji do tego chybionego stanowiska Sądu Najwyższego warto odwołać się do przemyślanego, odmiennego poglądu doktryny. (…) Pomijając motywy stanowiska Sądu Najwyższego - sięgającego w dobrej intencji po złe instrumenty prawne - trzeba zauważyć, że już w samym założeniu tezy tkwi istotny błąd prawny. Fałszywie bowiem zakłada Sąd Najwyższy (…)

Pod koniec uzasadnienia Sąd Apelacyjny staje się bezlitosny:

Sąd Najwyższy bagatelizuje problem, uznając niespodziewanie, że (...). Zapomina bowiem o prawdziwych konsekwencjach przyjęcia konstrukcji bezpodstawnego wzbogacenia. (...) Zaplątała się tu zaś Sądowi Najwyższemu koncepcja "zaspokojenia się w drodze egzekucji".

Biorąc pod uwagę jak bardzo odbiegają od większości orzeczeń sądowych uwagi Sądu Apelacyjnego są zaskakujące. Największą niespodziankę Sąd Apelacyjny zostawił jednak na sam koniec uzasadnienia:

Korzystając z dyspozycji art. 102 k.p.c. Sąd Apelacyjny odstąpił od obciążenia powoda kosztami procesu w obu instancjach, mając na uwadze (…) niegdysiejsze wskazanie powodowi - mimochodem - przez Sąd Apelacyjny drogi roszczenia o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia jako służącej właściwie ochronie wierzycieli. 

Sąd pozwolił sobie na  benchslap, o którym nie śniło się amerykańskim prawnikom - auto-benchslap (proponuję określenie ”self-benchslap” po angielsku).

6 komentarzy:

  1. Wielki szacunek dla sądu. Ciekaw tylko jestem, czy w Sądzie Najwyższym to orzeczenie się ostało, bo zapewne złożono skargę kasacyjną.

    Swoją drogą uważam rozstrzygnięcie o kosztach za błędne - dlaczego pozwany ma ponosić konsekwencje tego, że sąd źle poradził powodowi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się, że część sędziów SN może nie mieć dosyć dystansu do siebie i swojej instytucji, by docenić uczciwość i odwagę intelektualną SA.

    Odnośnie kosztów - art. 102 KPC interpretowany jest w ten sposób, że powinieneś być zwolniony z kosztów jeśli Twoja sprawa była precedensowa. Innymi słowy jeżeli wytaczasz wątpliwe sprawy, to koszty Twojego niepowodzenia powinien ponosić Twój przeciwnik. Aż się prosi o kolejny odwrócony benchslap.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dostałem kiedyś urzędówkę, którą szybko przekazałem dalej. Ale uzasadnienia SA były powalające. Klient-pieniacz chciał zwolnienia z kosztów, SA napisał mu, że wytaczając masowo bezzasadne powództwa musi się liczyć z tym, że będzie ponosił konsekwencje swoich błędnych działań. I tak potraktowali go lajtowo, bo facet w pismach oskarżał wszystkich o wszystko, nie wyłączając sędziów i własnego adwokata hehe ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Stawiam na SSA F. Marcinowskiego. Znany mi przykład spod jego ręki to np. I ACa 11/12 http://orzeczenia.wroclaw.sa.gov.pl/content/$N/155000000000503_I_ACa_000011_2012_Uz_2012-02-21_001

    Dostało się innym SA oraz doktrynie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Styl uzasadnienia nie pozostawia wg mnie wątpliwości, że to SSA E. Gniewek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Również i w Krakowie, jeden z profesor prawa cywilnego, orzekający w tamtejszym SA słynął z kąśliwych uwag, kilka próbek – z różnych ozeczeń – znalezionych na szybk0, poniżej:
    „Skalę dysproporcji między wartością świadczeń stron uwydatnia zestawienie ustalonej w umowie ceny z przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniem w gospodarce uspołecznionej w listopadzie 1980 r.: wynagrodzenie to wynosiło 6.525 zł, co oznaczałoby, iż można byłoby za nie kupić około 44 m2 nieruchomości położonej w dużym mieście (sic!). Toteż stwierdzenie w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, iż cenę 180.000 zł, którą pozwane zapłaciły za tę działkę nie sposób uznać za krzywdzącą dla powoda świadczy bądź o zupełnie osobliwych wyobrażeniach o rzeczywistości gospodarczej, bądź też o swoistym pojmowaniu ekwiwalentności świadczeń w umowach.”
    „Powołanie się przez pozwaną (…) na ochronę wynikającą z przepisów o rękojmi wiary publicznej ksiąg wieczystych opiera się na nieporozumieniu, a określając rzecz dokładniej i dosadniej - na zupełnej nieznajomości tych przepisów”
    „Ustalenia te Sąd oparł wyłącznie na wyjaśnieniach powódki i zeznaniach jego ojca, gdyż uznał, iż „powódce nie wypadało domagać się zaświadczenia o pracy od rodziny arystokracji austriackiej.” Na gruncie reguł prawa argument ten jest osobliwy, na gruncie zaś reguł etykiety towarzyskiej zapewne zdziwiłby nawet ordynata Michorowskiego, w każdym razie nie uzasadnia on uchylenia - spoczywającego na powódce - ciężaru dowodu co do okresu jej zatrudnienia w Austrii i wysokości ustalonego w umowie wynagrodzenia za pracę.”
    i – nie obciążając powoda kosztami przegranej sprawy:
    „Sąd Apelacyjny stwierdził, iż dzięki odpowiedniej strategii obrony pozwanej w procesie, szereg istotnych kwestii umknęło tak powodowi, jak i sądowi I instancji, z pola oceny prawnej sprawy. Korzyść z tego tytułu osiągnęły pozwana, wygrywając proces w sprawie o zapłatę odszkodowania. Tym niemniej nie może zostać pominięty aspekt motywu działań procesowych powoda. Jakkolwiek łączył się z niczym nieudowodnioną kwotą, to wynikał z potrzeby orzeczniczego określenia granic wykorzystania cudzej twórczości artystycznej. W ocenie Sądu Apelacyjnego - dążenie powoda do ochrony słusznych praw nie może zostać pominięte, przy rozstrzygnięciu o kosztach procesu.
    Wybór określonej taktyki procesowej należał do powoda, a jej niepowodzenie stanowiło efekt nie tylko obiektywnie nieuprawnionej konstrukcji roszczenia procesowego, lecz także umiejętnej obrony procesowej pozwanego. I jakkolwiek strona przegrywająca winna ponosić odpowiedzialność za wynik procesu, to z uwagi na fakt, że co do zasady i na innej płaszczyźnie prawnej niż to określił powód, możliwe byłoby konstruowanie roszczenia o zapłatę, bądź roszczenia niemajątkowego - usprawiedliwione jest rozstrzygnięcie o kosztach postępowania za obie instancje po myśli art. 102 kpc.”



    OdpowiedzUsuń