We wczorajszej Rzeczpospolitej ukazał się wywiad, w
którym miałem okazję wypowiedzieć się na temat ostatniej nowelizacji KPC. Mówiłem
o komunikacji z sądem, o pouczaniu osób działających bez pełnomocnika, o
nagrywaniu rozpraw, a w wreszcie o tym jak można przyspieszyć postępowanie
cywilne.
Rz: Czy żałuje pan rozstania z
procedurą gospodarczą, jej formalizmem?
MK: Nie żałuję i chyba nie ja jeden. Żartowaliśmy w kancelarii, że należy
przygotować i sprzedawać koszulki z napisem „Nie będę płakał po postępowaniu
odrębnym w sprawach gospodarczych". Na pewno byłby na nie popyt. A
zupełnie serio: Przepisy o postępowaniu w sprawach gospodarczych doprowadziły
zasadę formalizmu do absurdu. Szczególnie niesprawiedliwy był nakaz
odpowiedzi na pozew w terminie dwóch tygodni od jego otrzymania. Oznaczało to
niejednokrotnie, że powód mógł przygotowywać się do sprawy przez kilka
miesięcy, a pozwany w wielokrotnie krótszym czasie. Sąd w żaden sposób nie mógł
przedłużyć tego terminu. Również rygorystyczne były zasady dotyczące zmiany
powództwa, powództwa wzajemnego oraz potrącenia wierzytelności.
Porównuje pan amerykański sąd z
polskim i wskazuje, że tam wystąpienia stron przerywane są co chwila pytaniami
sędziów, a w polskim sądzie pełnomocnik rzadko pytany jest o cokolwiek. Zmiany
procedury, które weszły 3 maja, nakazują sędziemu większą aktywność. Czy
pozwolą „zamerykanizować" polskie sądy?
Nie tylko w USA, ale i w innych państwach, np. w Anglii, na rozprawach
sędziowie regularnie biorą pełnomocników w krzyżowy ogień pytań. W Polsce
niezmiernie rzadko. Bez wątpienia autorzy nowelizacji kodeksu postępowania
cywilnego chcieli, by sędzia w procesie był bardziej aktywny. Może więc
zamiast „amerykanizacji sądów" bardziej właściwe byłoby określenie
„aktywizacja sędziów"?
Dlaczego aktywność sędziego na
rozprawie, jego komunikatywność, jest tak ważna?
Rozprawy są dla niego najlepszym sposobem, by wyjaśnić wszystkie kwestie, by
wyłuskać słabe punkty w argumentacji i sprzeczności w pismach stron, by zadać
pełnomocnikom niewygodne pytania dotyczące kwestii, które woleli przemilczeć w
pismach. Równocześnie sędzia, który zadaje pytania, pozwala pełnomocnikom i
stronom wyjaśnić kwestie ważne dla sądu. W dotychczasowym stanie prawnym
pełnomocnicy często mogli tylko zgadywać, które z ich argumentów mogą być dla
sądu istotne i jak sąd je zrozumiał. Niejednokrotnie wgląd w tok rozumowania
sędziego pełnomocnik uzyskiwał dopiero, gdy zaznajamiał się z uzasadnieniem
wyroku.
Wydaje się, że w Polsce od kilkunastu
lat był preferowany model sędziego jakby unoszącego się nad tym, co prezentują
strony (nazywano to bezstronnością), orzekającego tylko na podstawie tego, co
strony przedłożyły, choć podsądny nieraz nie znał podstaw procedury.
To prawda. W jednym z periodyków prawniczych spotkałem się z określeniem, że
w Polsce dominuje model sędziego sfinksa. Przyzwyczailiśmy się do niego i część
prawników komentujących najnowsze zmiany uważa, że wymuszają odejście od
bezstronności. Nie zgadzam się z tą opinią. Nie należy mylić bezstronności z
brakiem aktywności sądu w trakcie rozpraw. Sędzia, który zarządza sprawą i
prowadzi dialog z pełnomocnikami, wcale nie musi żadnej ze stron pomagać czy
prowadzić jej za rękę. Moje doświadczenia z arbitrażu wskazują, że arbitrzy
mogą przyprzeć pytaniami pełnomocników do muru, a mimo to żadna ze stron nie ma
wrażenia, że jedna z nich była faworyzowana.
Czy osobie prawniczo nieobytej, bez
prawnika, będzie teraz lepiej?
Nowela rozszerzyła obowiązek sądu pouczania stron występujących bez
profesjonalnych pełnomocników. Nie można się jednak łudzić, że pouczenia
sędziego zastąpią pełnomocnika. Proces cywilny to skomplikowana materia. Dobry
prawnik nie gwarantuje w 100 proc. wygranej, ale wybranie właściwego
pełnomocnika, który ma nie tylko wiedzę teoretyczną i potrafi z wyobraźnią
przygotować strategię procesową, znacznie zwiększa szanse zwycięstwa w sporze.
Nowy art. 6 k.p.c. nakłada na
uczestników postępowania obowiązek przytaczania wszystkich okoliczności i
dowodów bez zwłoki, aby postępowanie mogło biec sprawnie i szybko. Czy dadzą
sobie radę? Czy adwokaci będą ów wymóg respektować?
Przewidziana jest sankcja w postaci pominięcia przez sąd spóźnionych
twierdzeń i dowodów. System ten nazywa się prekluzją dowodową. Dotychczas
prekluzja występowała w postępowaniu w sprawach gospodarczych. Nowela k.p.c.
rozciąga ją, choć w zmienionej postaci, na wszystkie procesy. Wątpię, by strony
niereprezentowane przez radców lub adwokatów na czas przedstawiały twierdzenia
i dowody. Prekluzja w nowym kształcie jest jednak elastyczna i zapewne sądy
będą dopuszczały spóźnione twierdzenia i dowody osób działających w procesie we
własnym imieniu z uwagi na „brak winy" w spóźnieniu lub „inne wyjątkowe
okoliczności".
Adwokaci, radcowie nie mają wyboru.
Owszem, muszą nowe reguły respektować albo ryzykować przegraną. Nawyki z
czasów rygorystycznej prekluzji „gospodarczej" bardzo się im przydadzą. Co
ważne, nowe przepisy mogą wprowadzić nieco zamieszania. Po pierwsze, nie jest
jasne, które twierdzenia i dowody należy uznać za spóźnione. Art. 6 k.p.c.
nakazuje przytoczyć je „bez zwłoki", z kolei z art. 207 § 6 można
wywnioskować, że mogą się znaleźć nie tylko w pozwie i odpowiedzi na pozew, ale
i w dalszym piśmie przygotowawczym. Wreszcie art. 217 § 1 przewiduje, że strona
może aż do zamknięcia rozprawy przytaczać okoliczności faktyczne i dowody.
Jeżeli już sąd ustali, że dowód lub twierdzenie jest spóźnione, to kryteria ich
dopuszczania są ujęte w sposób ogólny. Zwłaszcza gdy sąd ma dopuścić je ze
względu na „inne wyjątkowe okoliczności".
Doktryna i sądy będą musiały dookreślić, kiedy powinny być dopuszczone, a
kiedy pominięte.
Wkrótce większość spraw cywilnych
będzie nagrywana. Czy to wpłynie na przebieg procesu?
Bez wątpienia. Rozprawy będą krótsze, gdyż zniknie praktyka dyktowania przez
sędziego zeznań świadków do protokołu. Podobno z doświadczeń sądu we Wrocławiu,
w którym od kilku miesięcy nagrywa się rozprawy, wynika, że są krótsze średnio
o jedną trzecią. Zapis przebiegu rozprawy będzie wreszcie jej wiernym
odzwierciedleniem. W obecnym systemie bardzo łatwo o nieścisłości i
przeinaczenia, niekoniecznie wynikające ze złej woli sądu. Bardzo trudno te rozbieżności
między protokołem i rzeczywistym przebiegiem zlikwidować, gdy jedynym dowodem
na to, jak przebiegała rozprawa, jest właśnie protokół.Są jednak i minusy
nowego rozwiązania.Z protokołów elektronicznych korzysta się znacznie trudniej
niż z pisemnych. Warto się więc zastanowić nad przełożeniem zapisu dźwiękowego
na pismo.
Czego, pana zdaniem, zabrakło w tej
noweli?
Zabrakło, z małymi wyjątkami, przepisów, które mogłyby skrócić czas
postępowań. Prekluzja dowodowa wciąż jest podstawowym sposobem koncentracji
materiału dowodowego. Założenie ustawodawcy jest nadal takie, że jeżeli strony
i pełnomocnicy będą odpowiednio zdyscyplinowani i będą przytaczać bez zwłoki
twierdzenia i dowody, to proces potoczy się szybko i sprawnie. To fałszywe
założenie. Nawet rygorystyczna prekluzja, z 2-tygodniowymi terminami dla
wszelkich nowych twierdzeń i dowodów, nie spowodowała, że sprawy gospodarcze
były rozstrzygane w rozsądnym czasie. Nie kwestionuję potrzeby dyscyplinowania
stron i pełnomocników, ale na gruncie procedury cywilnej rozwiązanie problemu
leży gdzie indziej.
Jakież to rozwiązanie?
Główną przyczyną przewlekłości postępowań cywilnych jest wadliwy system
zarządzania nimi. Większość spraw, w których strony powołują kilku świadków,
dzielona jest na krótkie posiedzenia. Każde dzieli najczęściej trzy – sześć
miesięcy. Art. 6 § 1 k.p.c. przewiduje co prawda, że sąd powinien dążyć do
rozstrzygnięcia na pierwszym posiedzeniu, jeżeli jest to możliwe bez szkody dla
wyjaśnienia sprawy, ale przepis ten w praktyce jest martwy. Należało więc w
nowelizacji wzmocnić dyrektywę rozpatrywania sprawy na pierwszym posiedzeniu,
ewentualnie wprowadzić regułę, iż jeżeli sprawy nie można rozpoznać na jednym
posiedzeniu, to powinna być rozpoznana na kilku posiedzeniach dzień po dniu.
To niemal rewolucja.
Aby system był skuteczny, należałoby zmienić podejście do dowodów z zeznań
świadków. Można np. wprowadzić zasadę, że strona powinna złożyć pisemne
oświadczenie świadka przedstawiające, jakie okoliczności są mu znane w sprawie.
Instytucja ta znana jest w anglosaskich systemach pod nazwą witness statement.
Jest też często wykorzystywana w arbitrażu. Jeżeli z witness statement wynika,
że zeznania świadka nic nie wnoszą do sprawy, nie będzie on
przesłuchiwany. Jeżeli zaś coś wnoszą, będzie przesłuchiwany tylko na
okoliczności sporne. Można zobowiązać stronę powołującą się na dowód z
zeznania świadka, by stawił się na rozprawie, a sądowi dać pełną dyskrecjonalną
władzę, by pominąć dowód z zeznań świadka, który się nie stawił. Można też,
wzorem innych państw, wprowadzić surowe kary za nieusprawiedliwione
niestawiennictwo świadka.
Kiedy zauważymy efekty noweli? Czy
procesy będą szybsze?
Nie
uważam tych zmian za rewolucyjne, a ich skutkiem nie będą krótsze procesy. W
tym sensie nowelizacja nie rozwiązuje największego problemu polskiego procesu
cywilnego. Może jednak nastąpić zmiana jakościowa. Jeżeli sędziowie zaczną
aktywnie zarządzać sprawami (do czego zachęca ich art. 207 § 3 k.p.c.) i
prowadzić dialog ze stronami poprzez zadawanie pytań (do czego obliguje ich
art. 212 § 1), to jest szansa, że wyroki będą lepsze, bo pełnomocnicy będą w stanie
lepiej przedstawić swoje argumenty, a sędziowie lepiej poznają sprawy. Żeby
jednak tak się stało, potrzebna jest nie tylko zmiana przepisów, lecz i
wieloletnich przyzwyczajeń, a to rzecz o wiele trudniejsza.