środa, 29 stycznia 2014

Wojny kulturowe w polskich sądach



Sąd Najwyższy uznał niedawno, że udzielenie sakramentu będącemu w śpiączce ateiście narusza jego wolność sumienia i jest podstawą do żądania zadośćuczynienia. Sprawa ta jest ciekawym przykładem przenoszenia „wojen kulturowych” do polskich sądów. Takich spraw jest więcej, np. sprawa Alicji Tysiąc przeciwko wydawcy Gościa Niedzielnego (temat główny: aborcja), sprawa wrocławskich licealistów przeciwko prof. Ryszardowi Legutce (temat główny: symbole religijne w sferze publicznej), czy sprawa parlamentarzystów Twojego Ruchu dotycząca usunięcia krzyża z sali obrad Sejmu (temat główny: symbole religijne w sferze publicznej). Schemat tych spraw jest identyczny. W każdej z nich strona powodowa domaga się ochrony dóbr osobistych – wolności sumienia, dobrego imienia, prywatności itp. W istocie jednak chodzi nie tyle o ochronę dóbr osobistych, co o potwierdzenie autorytetem władzy sądowej ideologicznych poglądów powoda. Chodzi więc o to, by to sądy przyznały, że poglądy te są słuszne, a poglądy osoby pozwanej zasługują na oficjalne potępienie i nie mieszczą się w granicach tego, co w debacie publicznej można głosić. Każda z tych spraw jest szeroko komentowana w mediach. Czasami powodom udaje się osiągnąć zamierzony cel. W sprawie Alicji Tysiąc sąd określił artykuł w Gościu Niedzielnym jako „język nienawiści”. Czasami kończą się klapą, jak w przypadku pozwu posłów związanych z ugrupowaniem Janusza Palikota. Nawet jednak sprawy przegrane w sądach nie są w istocie przegrane – przez kilka miesięcy powód występuje w mediach, żali się na doznane krzywdy, przybiera rolę obrońcy praw uciśnionych przez konserwatywny establishment, Kościół, patriarchat etc. Po przegranej zawsze może się odgrażać, że są jeszcze sądy w Strasburgu.

Nie dać się wciągnąć

Z punktu widzenia interesu publicznego powyższy trend jest niepokojący. Sądy nie są powołane do rozstrzygania sporów światopoglądowych. Sędziowie nie mają narzędzi do rozstrzygania takich sporów. Przepisy dotyczące ochrony dóbr osobistych są sformułowane w sposób ogólny i nie dają żadnej wskazówki sędziom rozstrzygającym takie sprawy. Sędziowie nie powinni pozwalać wciągać się w ideologiczne spory. Najlepsze co mogą zrobić, to ocenić jaka jest istota sporu – czy sąd ma do czynienia rzeczywiście z osobą pokrzywdzoną, czy też kimś, kto pozew wniósł działając by promować swoje ideologiczne poglądy, lub też poglądy jakiejś fundacji, partii, czy środowiska politycznego. Sądy oczywiście nie mogą pozwu odrzucić z uwagi na fakt, że sprawa ma charakter ideologiczny. Mogą za to – uznając, że istota sporu jest inna niż wskazana w pozwie - podejść do takich sprawy ostrożnie, ze sceptycyzmem traktując twierdzenia pozwanego o pokrzywdzeniu. Podkreślam, z rezerwą, nie zaś z góry przyjętym nastawieniem, że pozew należy oddalić. Nie można bowiem wykluczyć, że po pierwsze ocena ta będzie w  trudna i sąd może się pomylić, a po drugie, że w konkretnej sprawie element ideologiczny i element osobistej krzywdy mogą występować obok siebie. W takiej ocenie kluczową rolę odgrywa zdrowy rozsądek. Jeżeli, tak jak w sprawie, o której wspomniałem na początku ateista domaga się zadośćuczynienia za bycie przedmiotem czysto symbolicznych praktyk religijnych których nie obejmował swoją świadomością to oczywistym jest, że mamy do czynienia z poważnym nadużyciem przez powoda przepisów o ochronie dóbr osobistych. Warto też pamiętać, że w sprawach, o których tu mowa dobra powoda wchodzą w konflikt z chronionymi prawem dobrami pozwanego, najczęściej z wolnością słowa. Wskazane byłoby, gdyby sądy jako zasadę uznawały pierwszeństwo wolności słowa nad subiektywnym przekonaniem powoda o doznanej krzywdzie.

Opłakane skutki

Są dwie grupy przyczyn, dla których sądy angażują się w spory ideologicznie. Pierwsza, to naiwność i obojętność. Sędziowie nie widzą często, że powód traktuje swoją sprawę jako instrument w ideologicznym sporze, lub też nie widzą powodu, by sprawę taką oceniać w jakikolwiek sposób odmiennie. Drugą przyczyną jest ideologiczna pasja sędziów. Lektura wyroków niektórych spraw, o których mowa powyżej dowodzi, że sędziowie potrafią wykorzystywać uzasadnienia orzeczeń po to by z entuzjazmem obwieszczać światu swoje ideologicznie przekonania. Nie jest łatwo ideologicznego zaangażowania sądów uniknąć. Potrzebne jest życiowe doświadczenie sędziów, zrozumienie intelektualnego kontekstu sporu, zdolności do rozróżnienia własnych poglądów prawnych i osobistych oraz umiejętność trzymania w ryzach tych ostatnich. Jeżeli tych cech sędziom zabraknie czeka nas upolitycznienie sądów. Sądy zideologizowane to sądy stronnicze i niesprawiedliwe. Przez ideologiczne zaangażowanie tracą one swój autorytet. Nie twierdzę oczywiście, że za chwilę każdy sąd okręgowy w Polsce stanie się  areną spektakularnych ideologicznych sporów, ale sprawy o których piszę są na tyle medialne, że mają wpływ na ocenę sądów przez opinię publiczną. Byłoby niedobrze, gdyby sądy poza tym, że są powszechnie uznawane za wolne i niesprawne były ponadto oceniane jako upolitycznione i stronnicze.

Artykuł ten został opublikowany w Rzeczpospolitej w dniu 29 stycznia 2014r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz