Jakiś czas temu przygotowałem wpis o sztuce (czy raczej rzemiośle) pisania przez prawników. Tym razem przedstawię kilka uwag dotyczących tego, jak i czego NIE należy pisać w pismach procesowych:
- nie używać skomplikowanych, wielokrotnie złożonych zdań;
- nie zbijać tekstu w jednolite „bloki skalne” na pół strony lub więcej;
- nie używać archaizmów i dziwacznych zwrotów, nawet jeżeli są uświęcone tradycją, np. „imieniem mojego Mandanta”, „zważywszy na powyższe wnoszę i wywodzę”;
- nie nadużywać łacińskich słów i paremii;
- nie robić osobistych wycieczek, ani tym bardziej nie obrażać drugiej strony lub sądu;
- nie używać argumentów, które druga strona może łatwo zbić i narazić piszącego na kompromitację;
- nie manipulować cytatami z orzecznictwa lub doktryny, np. urywając cytat w miejscu, w którym wyrażone są poglądy korzystne dla piszącego i pomijając dalsze mniej korzystne wywody;
- nie rozpisywać się ponad miarę, a zwłaszcza nie dążyć do tego, żeby przytoczyć wszystkie poglądy wyrażone w doktrynie i orzecznictwie.
Powyższy subiektywny przegląd negatywnych zasad jest oparty na lekturze setek pism procesowych. Autorzy większości z nich nie uznają żadnej z powyższych zasad lub akceptują tylko kilka z nich. W ten sposób zamęczają sąd i kolegów po fachu oraz, co najważniejsze, źle służą swoim klientom.
Niestety nie mogę się zgodzić :)
OdpowiedzUsuńGdyby przestrzeganie tym zasad w znaczący sposób wpływało na decyzje organów, bardzo szybko doszłoby do wykształcenia się właściwych wzorców. Ale że nie wpływa, sytuacja jest taka, jaka jest. Więc nie można twierdzić moim zdaniem, że osoby nieprzestrzegające tych zasad źle służą swoim klientom.
A co do cytowania poglądów sądów i doktryny - w pismach procesowych z mojego doświadczenia nie jest to aż tak wielki problem. Dużo częściej spotykam za to orzeczenia, w których kilka stron to cytaty z orzeczeń sądów na tematy zupełnie niesporne i mające charakter pewnej oczywistości.
Osobiście najbardziej nie lubię chamskich wycieczek osobistych, choć przyznaję, że w sytuacji absurdalnego zwrotu pisma przez referendarza kilkukrotnie zdarzały mi się pisma w ostrym tonie (z powoływaniem się na rażące naruszenia prawa przez sąd i jawną sprzeczność z przepisami ale bez tekstów o kompromitującej niewiedzy referendarza) - zamiarem tu nie było jednak obrażanie lecz wykazanie absurdalności pewnego stanowiska.
Wydaje mi się też, że takie wycieczki częściej zdarzają się jednak na sali sądowej niż w pismach procesowych, choć zdarzają się oczywiście wyjątki - widziałem pisma, w których pełnomocnik wskazywał, że nie widzi specjalnie szans aplikanta na egzaminie radcowskim wobec jego dojmującej niewiedzy, albo podkreślał, że skierowane do jego klienta wezwanie do zapłaty jest przykładem indolencji intelektualnej autora wezwania.
Odnośnie tego, czy tacy pełnomocnicy działają ze szkodą dla klientów. Rzeczywiście, często odnoszę wrażenie, że jakość pism i wystąpień na sali sądowej ma minimalny wpływ na decyzję sądu. Pisma sędzia nie przeczyta, a analizę przeprowadzi przy pisaniu uzasadnienia wyroku. Miałem kiedyś sprawę przez SN, gdzie adwokat drugiej strony nie potrafił sformułować zagadnienia prawnego, które uzasadniałoby przyjęcie sprawy do rozpoznania, a podstawy skargi kasacyjnej zostały sformułowane tak, że dostałby za tę skargę dwóję na egzaminie adwokackim lub radcowskim. Sprawa nie tylko została przyjęta do rozpoznania, ale skarga doprowadziła do uchylenia wyroku i przekazania sprawy do SA. Za to jakimż zaskoczeniem i przyjemnością są te sytuacje, gdy sąd ze znajomością sprawy zadaje pełnomocnikom sensowne pytania!
OdpowiedzUsuńPrzeładowanie pism jednak jest problemem. Niedawno przejąłem kilka spraw w toku prowadzonych przez pewną kancelarię adwokacką. Sprawy toczą się od około roku i wymieniono kilka pismo procesowych w każdej z nich przy czym każde pismo procesowe ma co najmniej 40 stron. Połowa każdego pisma to mechaniczne kopiowanie literatury i orzecznictwa z LEXa. Koszmar.
Do manipulowania cytatami dodałbym jeszcze:
OdpowiedzUsuńNie przytaczać tezy orzeczenia z LEXa bez przeczytania orzeczenia w całości :)
Wielokrotnie widziałem pisma, w których ktoś powoływał się na LEXową tezę, choć samo orzeczenie z uwzględnieniem realiów w jakich zapadło, okazywało się zupełnie nietrafione.
@ Michał Kocur
OdpowiedzUsuńJestem przekonany, że kancelaria, po której przejąłeś sprawy miała stawkę godzinową :)
Niestety instytucja zadawania pełnomocnikom pytań o podstawę roszczenia na rozprawie jest rzadkością. Dla mnie najdziwniejsze są sytuacje, gdy zgłaszam pewnie wnioski na rozprawie i podaję argumentację prawną, a druga strona - mimo że moje wnioski są wyłącznie ustne - wnosi, że odniesie się do nich na piśmie, bo na danym etapie nie jest w stanie się do nich ustosunkować, a sąd takiego terminu udziela. Tak jakby pełnomocnik nie musiał mieć wystarczającej wiedzy do tego, żeby na bieżąco reagować na wydarzenia na sali sądowej. Nie mówię, że musi znać na wyrywki orzecznictwo Sądu Najwyższego, ale pewne podstawy jednak obowiązują.
Dodałbym:
OdpowiedzUsuń1. Boldowanie najważniejszych sformułowań czy tez i twierdzeń.
2. Punktowanie wniosków dowodowych - a nie umieszczenie ich np. w połowie czy pod koniec półstronnicowego akapitu.
@ Prawo czy lewo
OdpowiedzUsuńTutaj akurat nie mogę się zgodzić.
1. Co jest złego w boldowaniu podstawowych kwestii? Bardzo to się przydaje później przy analizie końcowej procesu, kiedy najważniejsze kwestie są łatwe do wychwycenia.
2. Również nie widzę tu żadnego problemu. Osobiście wszelkie wnioski dowodowe inne niż z dokumentów załączonych do pisma umieszczam i w treści pisma, i na jego wstępie, żeby czasem sądowi nie umknęły.
Zgadzam się z Pjaj'em. Oczywiście z boldowaniem i podkreślaniem też można przesadzić. Jak we wszystkim potrzebny jest umiar.
OdpowiedzUsuńCo do wypisywania dowodów z tezami na początku - niektóre sądy tego wymagają. Poza tym "teza dowodowa" jest teraz "tredny" w sądach.
Co do wcześniejszych uwag. Sądy angielskie i amerykańskie zadają pełnomocnikom mnóstwo pytań, po pierwsze, żeby lepiej poznać sprawę, a po drugie, żeby znaleźć i pokazać słabe punkty w ich rozumowaniu. Jest to optymalny sposób na zapoznanie się ze sprawą, a dla pełnomocnika najlepsza droga by zrozumieć jakie kwestie są dla sądu istotne i by móc je odpowiednio wyjaśnić. W Polsce za to dominuje model "sędziego Sfinksa", jak to celnie ujął Artur Zawadowski w Monitorze Prawniczym w zeszłym roku. Sąd najczęściej ogranicza komunikację ze stronami i pełnomocnikami do minimum. W projekcie najnowszej noweli do KPC przewidziano, iż sąd ma obowiązek omówić ze stronami podstawy prawne roszczeń. O ile wiem zapis ten wypadł z projektu. Czasami mam wrażenie, że sądy są jak Teby, kto tam wchodzi może być zjedzony przez Sfinksa. Pytanie kiedy wreszcie przyjdzie Edyp.
Aha, dodam, że wbrew sugestii Pjaj'a kancelaria ta pracowała za stawkę ryczałtową, więc chodziło o kompulsywny nawyk wielopisania
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis - i przy okazji temat do dyskusji :-)
OdpowiedzUsuńJa lubię pisma uporządkowane - więc bolduję i podkreślam to co uważam za ważne, oczywiście bez przesady. Takie pismo czyta się przyjemniej, przynajmniej w mojej opinii.
Osobistych wycieczek nie robię, ale zdarza mi się obsztorcowywać urzędnika ZUS wydającego decyzję odmowną, gdzie koronnym argumentem w niej użytym są zasady współżycia społecznego. Orzecznictwo jest jasne, ale ZUS chyba ma taką taktykę i liczy, że matka z małym dzieckiem się nie odwoła.
I zdarza mi się użyć słowa "Mandant" bo ileż można pisać klient, mocodawca.....
Uważam, ze o kliencie nie należy pisać ani mówić per "klient", czy "mój klient". Takie określenie odnosi się do relacji handlowej między prawnikiem i klientem. M. zd. lepiej powiedzieć "spółka X", czy pan "Jan Kowalski".
OdpowiedzUsuń"Mandant" to z kolei jeden z tych dziwacznych wyrazów, których zwyczajny człowiek nie rozumie. W USA i Wlk Brytanii od dawna jest nacisk na używanie "plain English", zamiast "legalese". Najwyższy czas, żeby wśród polskich prawników zapanowała moda na "zwyczajny polski" i nastąpił odwrót od napuszonego stylu oldschoolowej adwokatury.
Ja zazwyczaj nie bolduję, ale czasem podkreślam, a treść organizuję w punkty obejmujące pojedyncze zagadnienia prawne lub faktyczne (w tym drugim przypadku na końcu jest miejsce na wnioski dowodowe). Niekiedy punkt zaczyna się podkreśloną frazą - czymś w rodzaju tytułu - która informuje, o czym bedzie mowa. Taki układ umożliwia łatwe odwoływanie się do poszczególnych miejsc w piśmie.
OdpowiedzUsuńPoza tym moim zdaniem trzeba bardzo dbać o formatowanie tekstu - żeby czcionka była cały czas taka sama, żeby interlinie ułatwiały czytanie, żeby tekst w całym dokumencie był wyjustowany/ustawiony do lewej (w zależności jak kto woli). Niestety regułą jest raczej brak dbałości o te sprawy - widać MS Word/Libra Office nie odsłoniły swoich "tajemnic", co powoduje, że tekst wygląda niechlujnie.
Żałuję, że sędziowie rzadko znają szczegóły sprawy - co widać na rozprawach, kiedy nerwowo wertują akta :-) Niestety ostatnio zauważyłam również, że nie przygotowują się do wygłoszenia ustnych motywów orzeczenia, tylko "montują" coś naprędce.
Wydaje mi sie, że produkcja nadmiernych ilości makulatury i nadużywanie prawniczej chińszczyzny wynikają przede wszystkim z tego, że takie są oczekiwania klientów.
OdpowiedzUsuń"Apelacja na 5 stron? Za co ja Panu Mecenasowi płacę?"
W znacznej mierze odnosi się to też do innych punktów, np. "Oooo, ale Pan Mecenas mu dowalił w tym piśmie. Super! Tak trzymać!"
Skądinąd, w minimalnym wpływie jakości pracy pełnomocników na rozstrzygnięcie nie ma chyba nic zdrożnego. Zadaniem pełnomocnika jest tylko upewnić się, aby sąd nie pominął żadnych okoliczności ani rozważań istotnych dla jego klienta - w tym sensie pełnomocnik pełni rolę pomocnika sądu i patrząc prawdzie w oczy często nie jest w ogóle potrzebny, zwłaszcza przed wyższymi sądami.
Bardzo podoba mi się i wpis i dyskusja. Co do podstawowego tematu - dodałbym jeszcze:
OdpowiedzUsuńco do długości - zdania nie powinny mieć statystycznie więcej niż 20 wyrazów; po zdaniu dłuższym (a czasami jest to nie do uniknięcia) warto umieścić zdanie krótkie (do 10 wyrazów) -to zwiększa dynamikę tekstu, przez co podnosi czytelność pisma;
co do kompozycji - pisma procesowe często nie są dostatecznie przemyślane; przed przystąpieniem do pisania należy zastanowić się co chcemy przekazać, a następnie zaplanować jak chcemy to zrobić - zarówno w kontekście treści jak i struktury pisma;
- co do układu i typografi - edycja, edycja, edycja - pismo musi być czytelne i przejrzyste - odbiorca pisma musi mieć "podane na talerzu" tezy, wnioski i kluczowe argumenty.
Co do plain english movement - jestem za "prostym polskim", choć wydaje mi się, że w krajach anglofońskich rozdzwięk między jezykiem prawniczym a "zwyczajnym" jest o wiele większy niż w Polsce.
PS O krótkich i czytelnych zdaniach pisałem tutaj - http://zawodmecenas.blogspot.com/2011/02/liczy-sie-jasny-przekaz.html
i tutaj - http://zawodmecenas.blogspot.com/2011/03/krotko-o-krotkich-zdaniach.html
Bardzo dziękuję wszystkim za ciekawe uwagi.
OdpowiedzUsuńJeszcze odnośnie uwag Iks'a. Dobrze, jeżeli pełnomocnicy używają swojego autorytetu, żeby przekonać klientów, iż najlepiej wiedzą jak długie ma być pismo procesowe i jakich argumentów można używać, a jakich nie. Pisanie pisma pod dyktando klienta, lub też używanie określonej argumentacji tylko po to, by przypodobać się klientowi to klęska prawnika (co nie znaczy oczywiście, że nie należy uważnie słuchać co klienci mają do powiedzenia, gdyż ich uwagi mogą być bezcenne).
Nie jest bynajmniej tak, że w sądach wyższej instancji prawnicy są mniej potrzebni. W większości spraw wyobraźnia pełnomocnika i umiejętność przedstawienia "narracji" klienta może wiele zmienić. Jest jednakże spora grupa sędziów, którzy są uodpornieni na jakiekolwiek bardziej wyrafinowane argumenty, powiedzmy wszystko inne niż literalna wykładania + rozumowanie a contrario. W takich przypadkach nie ma większego znaczenia kto jest pełnomocnikiem i jaki wyglądają pisma.