Stephen Jagusch, partner w kancelarii Quinn Emanuel zapytany przez dziennikarza z którego swojego zawodowego sukcesu jest najbardziej dumny odpowiedział: „Exposing that the opposition’s expert witness was on a success fee. At the end of the cross-examination he volunteered (on the record!) that it was now plain there would be no basis for such a fee.” Podobnej odpowiedzi na takie pytanie udzieliłoby zapewne wielu amerykańskich i angielskich adwokatów. Umiejętność prowadzenia cross-examination, czyli przesłuchania świadka lub biegłego powołanego przez drugą stronę jest najlepszym miernikiem warsztatu prawnika procesowego w systemie common law. Sprawnie przeprowadzone przesłuchanie świadczy nie tylko o doskonałym opanowaniu faktów i prawa procesowego, ale również o umiejętności szybkiego, logicznego myślenia i znajomości psychologii.
W polskim
prawie nie ma pojęcia „cross-examination”. Polskiego adwokata nie ocenia się po
tym jak przesłuchuje świadków, lecz co najwyżej po tym jak przemawia. Trudno się temu dziwić skoro i ustawodawca
nie przykłada większej wagi do regulacji dotyczących zeznań świadków.
Uregulowania dotyczące tej materii zawarte w Kodeksie postępowania cywilnego nie
zmieniły się prawie wcale od czasu uchwalenia kodeksu w 1964 r. Są one
niewystarczające. Brak jest też orzecznictwa i piśmiennictwa, które wyjaśniłoby
liczne wątpliwości i uzupełniło luki. W konsekwencji przesłuchanie świadków
wygląda tak, jak każdy sędzia uznaje to za właściwe.
Choć
zeznania świadków normuje kilkanaście przepisów Kodeksu postępowania cywilnego,
to przebieg przesłuchania jest uregulowany w jednym tylko przepisie (art. 271 §
1 KPC): Świadek składa zeznanie ustnie, zaczynając od odpowiedzi na
pytania przewodniczącego, co i z jakiego źródła wiadomo mu w sprawie, po czym
sędziowie i strony mogą w tymże przedmiocie zadawać mu pytania. Wątpliwości
oraz zastrzeżenia odnośnie tego przepisu są liczne.
Po
pierwsze, dlaczego w Kodeksie postępowania cywilnego nie różnicuje się w żaden
sposób statusu świadków w zależności od tego, która strona wnioskowała o
przesłuchanie świadka? Takie rozróżnienie pomogłoby nie tylko ustalić w
bardziej racjonalny sposób jakie pytania są dopuszczalne, a jakie nie (o tym
poniżej). Mogłoby też pomóc w usprawnieniu procesu, gdyby wprowadzić
zasadę, że każda ze stron odpowiada za stawiennictwo w sądzie „swoich”
świadków. Postępowania sądowe w Polsce znacznie przyspieszyłyby, gdyby strony
wiedziały, że niestawiennictwo wskazanych przez nie świadków zwalnia sąd od
obowiązku ponownego ich wzywania na rozprawę.
Po
drugie, jakie pytania są dopuszczalne, a jakie nie? Komentatorzy najczęściej
ograniczają swoje uwagi do powtórzenia za orzeczeniem SN z 1948 roku, iż sąd
powinien uchylać pytania niewłaściwe, nieistotne, sugestywne i ośmieszające.
Takie wyjaśnienia niewiele jednak posuwają nas do przodu. Nie jest jasne na
przykład, czy strony mogą zadawać pytania dotyczące wiarygodności świadka, jego
związków ze stroną itp. Spotkałem się z różną praktyką sądów w tym zakresie.
Dlaczego nie można zdawać pytań sugestywnych świadkom drugiej strony? Czym
innym jest sugerowanie odpowiedzi „własnemu” świadkowi, czym innym zaś
świadkowi drugiej strony, od którego mogę oczekiwać, że będzie mi
nieprzychylny, będzie wykręcał się od odpowiedzi, będzie naciągał swoje
zeznania lub wręcz kłamał. Podstawową zasadą przesłuchiwania takich świadków
jest, by nie zadawać im pytań otwartych, lecz pytania zamknięte. Te z reguły
sugerują odpowiedź. Idąc dalej, jak ocenić praktykę niektórych sądów
ograniczającą zakres pytań zadawanych świadkom powołanym przez stronę przeciwną
do zakresu tez dowodowych wskazanych we wniosku dowodowym? Czy naprawdę jako pełnomocnik
strony nie mogę zadawać pytań świadkowi, które są dla niego niewygodne i
dlatego pełnomocnik strony przeciwnej nie uwzględnił ich w tezie dowodowej? A
może jest jakiś głębszy sens w tym, żeby wymagać ode mnie uprzedzenia w piśmie
procesowym na kilka miesięcy do przodu, jakich kwestii będą dotyczyć moje
pytania mające na celu podważanie zeznań świadka?
Po
trzecie, dlaczego wykluczone są zeznania na piśmie? O sensowności wprowadzenia
w Polsce witness statements pisałem już na tym blogu. Pryncypialna obrona zasady
bezpośredniości i ustności dowodu zeznań świadków podszyta jest sporą dawką
hipokryzji. Po pierwsze, w praktyce sądy często korzystają z protokołów
przesłuchań świadków w innych sprawach i na tej podstawie ustalają stan
faktyczny. Wystarczy, że sąd wezwie świadka do sądu, przesłucha go, a następnie
w uzasadnieniu wyroku napisze, że zeznania świadka złożone przed sądem są
niewiarygodne, za to należy dać wiarę temu, co ten sam świadek powiedział w
innym postępowaniu. Po drugie, sądy bardzo często korzystają z możliwości
zlecenia innym sądom przesłuchania świadków (art. 235 KPC). Wiele postępowań
wygląda więc tak, że kluczowi świadkowie są przesłuchiwani przez sąd inny niż
ten, który orzeka w sprawie. Po trzecie, jeżeli zmienia się skład sądu w
trakcie procesu to zasada bezpośredniości zostaje zignorowana. Wyrok może wydać
sędzia, który nie widział żadnego świadka, za to prowadził ostatnią rozprawę
bezpośrednio przed wydaniem wyroku.
Kwestie
tu podniesione nie interesują nadmiernie doktryny postępowania cywilnego. Nie
interesują też ustawodawcy, który kilka raz do roku zmienia Kodeks postępowania
cywilnego, a jednak dotąd się nimi nie zajął. Być może odzwierciedla to fundamentalną, acz wstydliwie skrywaną
zasadę, iż dowody i fakty mają w polskim procesie cywilnym znaczenie
drugorzędne?