Ostatnio pisałem o postępowaniach zabezpieczających. Po kilku dniach mamy kolejny ciekawy przypadek takich spraw. W piątek Gazeta Prawna doniosła o kuriozalnym postanowieniu o udzieleniu zabezpieczenia.
Sąd Okręgowy w Warszawie zakazał Najwyższej Izbie Kontroli „na czas trwania postępowania podawania do publicznej wiadomości (...) wystąpienia pokontrolnego z 17 marca (...) oraz z 13 maja 2011 r.”. Zgodnie z artykułem opublikowanym w dzisiejszym wydaniu Gazety Prawnej w wystąpieniu pokontrolnym NIK wskazano, iż PKP zawarła skrajnie niekorzystną dla siebie ugodę sądową.
Orzeczenie to spotkało się ze słusznym oburzeniem dziennikarzy, którzy wskazują, iż ogranicza ono debatę publiczną. Bardzo krytycznie wypowiedział się o nim również uznany ekspert z zakresu prawa konstytucyjnego.
Warto zwrócić też uwagę na aspekt cywilistyczny tej sprawy. Otóż PKP żądając zabezpieczenia roszczenia o ochronę dóbr osobistych winna uprawdopodobnić istnienie tego roszczenia. Uprawdopodobnienie to nie jest możliwe, gdyż już na pierwszy rzut oka jasne jest, iż ono nie istnieje. NIK działał w oparciu o przepis art. 10 ustawy o NIK, zgodnie z którym Prezes Najwyższej Izby Kontroli podaje do wiadomości publicznej m.in. wystąpienia pokontrolne. Tym samym wyłączona jest przesłanka bezprawności zachowania NIK. Skoro działanie NIK nie jest bezprawne PKP nie przysługuje roszczenie o ochronę dóbr osobistych. Jest to wiedza, której należałoby oczekiwać od studenta I roku prawa.
Myśląc o tej sprawie cieszę się, że nie ma jeszcze w Polsce odpowiednika angielskich super-injuctions. Są to postanowienia, mocą których sąd nie tylko zakazuje publikacji na określony temat lub o danej osobie, ale ponadto zakazuje publikacji informacji o samym postanowieniu i o postępowaniu o udzielenie zabezpieczenia. Często narzeka się, że sądy polskie działają bardzo formalistycznie i nie wychodzą poza literalne brzmienie przepisów, a ja uważam, iż prędzej czy później jakiś sędzia uzna, że pomysł Anglików nie jest taki zły i nie ma przeszkód, żeby zastosować go w Polsce.