piątek, 6 lutego 2015

Dwa Sądy Najwyższe


Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych (zwany w skrócie SCOTUS od Supreme Court of the United States) jest instytucją centralną w amerykańskim systemie politycznym. Każdy z dziewięciu sędziów tego sądu ma status gwiazdy. Każda publiczna wypowiedź sędziego (lub nawet brak wypowiedzi, w przypadku sędziego Clarence’a Thomasa) jest szczegółowo omawiana i analizowana w mediach. O sądzie tym i jego sędziach publikuje się kilka książek i setki artykułów rocznie.

Trudno jest trafić ze sprawą Sądu Najwyższego.  Rozpoznaje on rocznie ok. 75 spraw, co stanowi  ok. 1 % spraw wniesionychSędziowie mają pełną dyskrecję w doborze spraw. Najbardziej prestiżowe firmy prawnicze prowadzą  praktykę spraw przed Sądem Najwyższym. Niedawno Reuters opublikował raport „The Echo Chamber” z wiele mówiącym podtytułem „A small group of lawyers and its outsized influence  at the Supreme Court of the United States”. Jest to analiza tego, jaką przewagę mają tam prawnicy obsługujący wielki biznes, którzy niejednokrotnie byli asystentami sędziów Sądu Najwyższego. W tym kontekście zrozumiałe jest, że sprawa Bobby’ego Chena wywołała powszechne zainteresowanie w Ameryce. Pan Chen nie mając pieniędzy, ani prawnika, i nie mówiąc biegle po angielsku złożył samodzielnie wniosek do Sądu Najwyższego. Wniosek ten  został przyjęty do rozpoznania, po czym wnioskodawca … zniknął i nikt nie mógł go znaleźć. Ponieważ Sąd nie mógł się z nim skontaktować sprawę umorzył. Wygląda na to, że po tym zniknięciu kilka amerykańskich kancelarii ruszyło na poszukiwania  klienta pro bono, dzięki któremu będzie można wpisać kolejną sprawę do listy spraw przed Sądem Najwyższym. Kilka dni temu bowiem Bobby Chen odnalazł się, a ponowny wniosek o rozpocznie sprawy złożył jeden z najbardziej uznanych praktyków występujących przed Sądem Najwyższy, były Solicitor General, Paul Clement (wniosek jest całkiem nieźle napisany, o czy można się przekonać tutaj).

Wszystko to w niewielkim stopniu przypomina polski Sąd Najwyższy, którego sędziowie są znani praktycznie tylko w świecie prawniczym, a i to nie wśród wszystkich prawników. Orzeczenia polskiego Sądu Najwyższego nie wywołują takich kontrowersji, ani komentarzy. Różnica ta po części wynika z tego, że SCOTUS jest zarazem sądem konstytucyjnym, więc rozstrzyga często sprawy, które mają wymiar polityczny i ideologiczny. Ani jednak to, ani fakt, że prawo amerykańskie jest prawem precedensowym nie wyjaśnia wszystkich różnic w społecznej wadze obu tych instytucji. Pewne jest, iż gdyby w Stanach Zjednoczonych opublikowano nagrania sugerujące, że sędzia sądu najwyższej instancji doradzał stronie w sprawie toczącej się przed tym sądem i obiecywał przychylne jej rozpatrzenie, byłaby to afera o najcięższym ciężarze gatunkowym, porównywalna z impeachmentem Prezydenta. Tymczasem analogiczna sprawa w Polsce nie została zauważona przez większość mediów. Nie można jednak narzekać. Może działalność Sądu Najwyższego w Polsce nie jest tak glamour jak działalność jego amerykańskiego odpowiednika, a standardy czasem szwankują,  ale za to 35%-40% skarg kasacyjnych zostaje w nim przyjętych do rozpoznania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz