poniedziałek, 23 czerwca 2014
Między Niemcami i Francją
John Dewey napisał kiedyś „a problem well put is half-solved”. Nie trzeba jednak sięgać do dzieł wielkich filozofów, żeby wiedzieć, iż rozwiązanie każdego problemu należy zacząć od prawidłowego jego zdefiniowania. Warto przyjrzeć się jak problemy wymiaru sprawiedliwości w Polsce definiuje jego elita, sędziowie, którzy cieszą się największym autorytetem w swoim środowisku. Myślę, że wypowiedzi członków Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), jakie zostały niedawno opublikowane na łamach „Rzeczpospolitej”, są w tym zakresie reprezentatywne. Sędzia Roman Hauser, przewodniczący KRS, w wywiadzie powiada tak:
„W sądach powszechnych również nie jest tak źle, jak czasem słyszymy. Analiza europejskich badań statystycznych pokazuje, że okres rozpoznania sprawy w Polsce nie odbiega od przeciętnych wyników w Europie i jest porównywalny np. z wynikami sądów niemieckich. Mamy przede wszystkim świetną kadrę sędziów, referendarzy, asystentów, a warunki lokalowe sądów są również coraz lepsze. Dziś musimy dać sędziom spokój orzekania, dobre, stabilne prawo, a przede wszystkim przestać wciąż reformować przepisy, w tym dotyczące tak zasadniczych kwestii jak np. organizacja i ustrój sądownictwa. Trzeba zadbać o kadrę administracyjną, która od lat ma zamrożone wynagrodzenia, dokonać przeglądu kognicji sądów".
W innym wywiadzie udzielonym kilka tygodni wcześniej na pytanie o stojące przed nim wyzwania odpowiedział: „Musimy dotrzeć do społeczeństwa. Dziś często nawet najlepszy i najmądrzejszy wyrok, jeśli nie będzie właściwie przekazany obywatelom, nie spełni swojej funkcji, także edukacyjnej. Musimy też jeszcze bardziej otworzyć się na media i wzajemnie uczyć rzetelnego i jasnego przekazu”.
Inny członek KRS, sędzia Waldemar Żurek, tak kończy swój artykuł na łamach „Rzeczpospolitej”: „Krajowa Rada Sądownictwa w nowej kadencji ma wiele nowych planów i zadań do wykonania. Jednym z nich będzie dążenie do budowania silnego wymiaru sprawiedliwości oraz docierania poprzez media do społeczeństwa. Na koniec malkontentów odsyłam do opublikowanego ostatnio raportu Komisji Europejskiej – „Tablica wymiaru sprawiedliwości”, w którym wskazano długość rozpatrywania w sądach spraw spornych w pierwszej instancji. Jesteśmy tuż za Niemcami (o 12 dni dłużej) i zdecydowanie przed Francją, gdzie postępowanie trwa aż o 116 dni dłużej niż w Polsce. Panie redaktorze, zachęcam zatem do wspólnej pracy na rzecz rzetelnego informowania społeczeństwa. I zacznijmy wreszcie pokazywać to, co w naszych sądach dobre”.
Obie te wypowiedzi są bardzo podobne. Wynika z nich, że sytuacja w polskim sądownictwie może nie jest jeszcze idealna, ale generalnie jest dobrze. Mieścimy się w średniej europejskiej, nie mamy powodów do kompleksów. Jeżeli coś należy zmienić, to przede wszystkim percepcję wymiaru sprawiedliwości, tak by wszyscy wreszcie zrozumieli, że kryzys sądownictwa to złuda. Na razie opinia publiczna tkwi jednak głęboko w ignorancji. Co gorsza, w ignorancji tkwią również adwokaci i radcy prawni. Żaden z nich na pytanie klienta ile potrwa jego sprawa w pierwszej instancji nie powie, że niecałe siedem miesięcy, mimo iż „Tablica wymiaru sprawiedliwości”, na którą powołują się sędziowie, jest na to niezbitym dowodem. Jako laik nieobeznany w metodach statystycznych prawnik upierać się będzie, że potrwa to rok, dwa lata, a może dłużej. Gdy niemiecki Rechtsanwalt będzie chwalił swoje sądy za szybkość i kompetencje, polski prawnik będzie narzekał na przewlekłość postępowań oraz nieprzewidywalne i marnie uzasadnione wyroki. Wszystko to jednak kwestia charakteru narodowego, a konkretnie polskiego malkontenctwa. KRS czeka dużo pracy, ale mam nadzieję, że uda się wreszcie przekonać wszystkich niezadowolonych, że w dziedzinie jakości sądownictwa Polska jest Alzacją, uroczą krainą na granicy między Niemcami i Francją.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie odnosząc się do kwestii podwyżek etc.:
OdpowiedzUsuńPytanie na ile sposób sporządzania statystyk ma tu jakieś przełożenie.
Z tego co się orientuję, to np. u nas nie tylko wydanie nakazu zapłaty ("oczywiście" nieprawomocnego) powoduje statystyczne zakończenie sprawy, ale też zwrot pozwu (mam przy tym nieodparte wrażenie, że ta sama sprawa po uzupełnieniu braków jest statystycznie sprawą nową). Pobieżny research internetowy wydaje się potwierdzać moje zastrzeżenia - vide art. Sędziego Kurnickiego dostępny pod tym adresem: http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/791148,resort-sprawiedliwosci-przyspieszyl-na-papierze.html
Ostatnio widząc statystyki dot. sporów budowlanych miałem wrażenie, że albo wszystkie powyższe kwestie są wrzucane do jednego worka, albo też żyję w innej rzeczywistości niż MS - średni czas rozpoznania wynosił ok. 1,5 roku, a z doświadczenia (statystycznego - tym razem mojego) wynika, że w półtora lub dwa lata to najczęściej przesłuchuje się kilku świadków i ewentualnie stronę, a biegli to jeszcze hen hen na horyzoncie.
Swego czasu pamiętam jak ktoś (albo z SN albo z MS) wskazywał, że nie jesteśmy na szarym końcu, bo za nami są m.in. Włochy i Belgia. Dość powiedzieć, że wystarczy poszukać genezy sformułowania Italian Torpedo na gruncie konwencji brukselskiej z 1968 r. i później zebrać dane dotyczące "najpopularniejszych" forum dla powództw tego rodzaju, by zobaczyć, że chyba jednak nie warto się tym chwalić.
Po prostu nie wierzę, że te statystyki dotyczą spraw rzeczywiście spornych. Statystycznie rzecz biorąc powinny bowiem trafić do mnie jakieś sprawy, które są załatwiane w pół roku, a jakoś się nie zdarza :)
OdpowiedzUsuńWszyscy popełniamy ten sam błąd, opieramy się na dowodach anegdotycznych, zamiast trzymać się twardych danych i statystyki
OdpowiedzUsuń