Niedawno media doniosły (np. tu, tu i tu), iż Robert Krasowski przegrał w pierwszej instancji sprawę z powództwa Adama Michnika. Zgodnie z wyrokiem Sądu Okręgowego red. Krasowski ma przeprosić red. Michnika za wypowiedź, którą opublikował na łamach „Dziennika”. Chodziło o następujące słowa: „Michnik poświęcił jedną trzecią życia na obronę byłych ubeków (...), legenda opozycji trywializowała się w kolejnych dowodach na to, że kolaboracja i sprzeciw były w istocie tym samym".
Jak wynika z relacji prasowych sąd oparł swój wyrok na opiniach biegłych. Według relacji Gazety Wyborczej „wyrok oparł głównie na ustnej opinii prof. Jerzego Bralczyka. Bralczyk podkreślał, że w odbiorze przeciętnego czytelnika słowa Krasowskiego jednoznacznie godziły w dobre imię legendy opozycji. Konkluzja z przesłuchania profesora przed sądem brzmiała: - Nikt nie powinien kłamać.”
Nie będę komentował meritum tego wyroku. Chciałbym za to zająć się jednym z aspektów proceduralnych. Zastanawiam się po co i na jakiej podstawie sąd dopuścił w tej sprawie dowód z opinii biegłego. Zgodnie z Kodeksem postępowania cywilnego biegłych wzywa się „w przypadkach wymagających wiadomości specjalnych”. W orzecznictwie Sądu Najwyższego wskazano, iż chodzi o wiadomości wykraczające poza zakres tych, jakimi dysponuje ogół osób inteligentnych i wykształconych (I CR 331/75). Stąd też biegłych powołuje się przykładowo w sprawach dotyczących błędów lekarskich, czy też w sporach budowlanych. Narzuca się pytanie: która część wypowiedzi red. Krasowskiego była niezrozumiała dla sądu i wymagała zwrócenia się z prośbą o wyjaśnienie do ekspertów? Czy sąd nie wie kto to są „ubecy”, czy też może słowo „kolaboracja” jest terminem technicznym znanym tylko wąskiemu gronu fachowców? A może potrzebny był biegły, by ustalić, czy wypowiedź ta ma charakter pejoratywny, czy też jest pochwałą w oczach przeciętnego Polaka?
Odpowiedzi na te pytania są oczywiste. Niestety wielu sędziów nie chce brać odpowiedzialności za wydawane przez siebie orzeczenia. Dopuszczenie dowodu z opinii biegłego na okoliczności, o których biegły wypowiadać się nie powinien, ma zapewne na celu zdjęcie ciężaru decyzji z ramion sędziego. Sędzia zdaje się mówić: zobaczcie, nie tylko ja tak uważam, ale znany ekspert również. Chyba jednak lepiej byłoby, gdyby sędziowie nie chowali się za zasłoną z ekspertyz biegłych, bo sądząc z komentarzy prasowych po tym wyroku zabiegi takie nie są specjalnie przekonujące dla opinii publicznej.