Raz na jakiś czas powraca pomysł, by spośród radców prawnych i adwokatów wyodrębnić grupę, która będzie uprawniona do występowania przed Sądem Najwyższym. W „Informacji o działalności Sądy Najwyższego w 2011 roku” wskazano, iż istnieje „konieczność wysunięcia postulatu, by czynności przymusu adwokacko radcowskiego przed Sądem Najwyższym mogła wykonywać tylko ograniczona liczba profesjonalnych pełnomocników; takie rozwiązanie byłoby korzystne przede wszystkim dla samych stron, gdyż często wadliwe powołanie podstaw środka zaskarżenia uniemożliwia pożądane rozstrzygnięcie sprawy”.
Uzasadnienie
tego postulatu jest następujące: „Nadal wnoszone są, i to przez fachowych
pełnomocników, skargi kasacyjne i kasacje wadliwie sformułowane i uzasadnione,
bardzo obszerne, z przypisami oraz cytatami z piśmiennictwa i orzecznictwa, w
których zaciera się podstawowy walor środka zaskarżenia, jakim jest konkretność
zarzutów i siła argumentów. Także większość skarg o stwierdzenie niezgodności z
prawem prawomocnego orzeczenia jest niedopuszczalna, wadliwa formalnie lub
wnoszona nierozważnie.”
Trudno
polemizować z oceną pism procesowych dokonaną przez SN. Czytając codziennie
pisma procesowe przygotowane przez zawodowych pełnomocników rzeczywiście
niejednokrotnie natrafiam na pisma napisane niechlujnie i nieporadnie. Coraz
częściej otrzymuję też pisma, na które skarży się SN – pisma wyglądające
profesjonalnie, porządnie sformatowane, ale o wiele za długie, przegadane.
Autorzy tych pism zamiast skupić się na najważniejszych kwestiach i
najmocniejszych argumentach tworzą wielostronicowe elaboraty, których analiza
przyprawia o ból głowy. Najczęściej bronią oni swojego stanowiska czepiając się
wszystkich możliwych argumentów, w tym nawet tych które narażają ich na
śmieszność. Niedawno w sprawie, którą prowadziłem adwokat z jednej z
największych warszawskich kancelarii udowadniał w tym samym piśmie, że (a) jego
klient wykonał świadczenie do którego był zobowiązany na czas oraz, iż (b)
świadczenie to od początku było niemożliwe do wykonania. Na moją uwagę, że
zachodzi tu sprzeczność opowiedział długim wywodem o tym, iż argumenty o
charakterze ewentualnym są tradycyjnie uznanym sposobem uzasadniania stanowiska
procesowego.
Zgadzając
się z SN w zakresie oceny stanu faktycznego nie zgadzam się z jego postulatem,
by utworzyć grupę specjalnych pełnomocników uprawnionych do występowania przed
tym sądem. Nie ma sensu dzielić prawników na tych, którzy potrafią
reprezentować klientów przed SN i tych, którzy tego nie potrafią. Uważam, że
napisanie skargi kasacyjnej nie wymaga specjalnych umiejętności lub tajemnej
wiedzy, której nie można by oczekiwać od każdego adwokata, czy radcy prawnego,
który prowadzi sprawy sądowe. Oczywiście, jest to pismo bardziej sformalizowane
niż apelacja, ale kto nie potrafi napisać porządnie skargi kasacyjnej ten nie
potrafi i napisać apelacji. Kto zaś nie potrafi napisać apelacji nie powinien
brać się za pisanie pozwu, ani innych pism procesowych. Bardziej sensowny byłby
więc już podział na prawników zajmujących się procesami i tych, którzy się nimi
nie zajmują. Faktycznie podział taki od wielu lat istnieje na rynku, ale nie
widzę żadnych powodów, by specjalizacje prawników formalizować i usztywniać.
Warto też
zastanowić się czy przypadkiem skutkiem wcielenia w życie postulatu SN
nie może być obniżenie jakości skarg kasacyjnych zamiast ich podwyższenia.
Prawnicy, którzy będą je przygotowywać będą zapewne potrafili formułować zarzuty
oraz zagadnienia prawne zgodnie z orzecznictwem SN, ale za to nie będą tak
dobrze jak dotychczasowi pełnomocnicy znać stanu faktycznego i wszystkich
zagadnień prawnych, które są istotne w sprawie. O wiele łatwiej jest napisać
skargę komuś kto zna sprawę, niż temu, kto jej nie zna.
Last but
not least,
ograniczenie kręgu uprawnionych do występowania przed SN zwiększy koszty
zastępstwa procesowego. Jeśli klient będzie musiał zmienić pełnomocnika w
postępowaniu przed SN będzie musiał też ponieść koszty jego dodatkowej pracy
związane na zapoznaniem się z nową sprawa. Proponowana zmiana organiczny ilość
prawników konkurujących o sprawy przed SN. Zdrowy rozsądek i znajomość podstaw
ekonomii podpowiadają, iż jeśli popyt na usługi pozostaje taki sam, a sztucznie
zostanie ograniczona ilość usługodawców pozostali na rynku usługodawcy będą
żądać dodatkowego wynagrodzenia za swoje usługi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz