Termin „benchslap” oznacza zazwyczaj złośliwą uwagę sędziego, skierowaną do występującego przed
sądem prawnika. Benchslapy amerykańskich sędziów są regularnie komentowane w
prasie i Internecie. Autorem mojego ulubionego benchslapu jest sędzia Richard Posner, który obrazowo porównał zachowanie pełnomocnika do
zachowania strusia.
Wskazana wyżej definicja jest jednak definicją tylko
podstawowego rodzaju benchslapu. Obok zwykłych benchslapów mamy bowiem
„horyzontalne benchslapy” (krytyka sędziego zasiadającego w tym samym
składzie), „wertykalne benchslapy” (krytyka sędziego sądu niższej instancji) i „odwrócone
benchslapy” (krytyka sędziego przez pełnomocnika lub krytyka sędziego sądu
wyższej instancji). Czytelnikom, którzy chcą poznać lepiej teorię benchaslapów
polecam ten post.
Benchslapy w polskich sądach są rzadkie, a większość z
nich polega na suchym wytykaniu adwokatom i radcom błędów z podkreśleniem, że
są „profesjonalnymi pełnomocnikami”. Jednym słowem - nuda. Z tym większym
zaskoczeniem przyjąłem uzasadnianie wyroku Sądu Apelacyjnego w Wrocławiu (wyrok z dnia 21 września 2006 r., sygn. akt I ACa 852/06),
w którym wrocławscy sędziowie brutalnie rozprawili się z wyrokiem Sądu
Najwyższego. Oto rzadki w polskiej judykaturze przykład odwróconego benchslapu.
Już na początku uzasadnienia
znajdujemy rzecz nieczęsto spotykaną, czyli wyraźne przyznanie, że sąd nie
zgadza się z SN:
Rozstrzygając zaś, należało uwzględnić apelację pozwanej
jako uzasadnioną, wyrażając odmienny pogląd prawny niż Sąd Najwyższy w wyroku z
dnia 27 lutego 2004 r. (sygn. akt V CK 272/03) i Sąd Apelacyjny we Wrocławiu
(sygn. akt I ACa 409/05) (…) Sąd Apelacyjny w składzie
orzekającym w niniejszej sprawie nie poddaje się tej sugestii kwestionując
będące jej źródłem stanowisko Sądu Najwyższego.
Standardowym zachowaniem sądu w takim przypadku byłoby
przemilczenie niewygodnego orzeczenia, lub potraktowanie go w sposób
powierzchowny i skrótowy, tak, by wydawało się, że nie ma żadnej rozbieżności poglądów
pomiędzy składem orzekającym i SN. Sąd wrocławski zamiast tego postanowił
walczyć z otwartą przyłbicą.
W dalszej części uzasadnienia jest tylko już tylko
ostrzej:
W opozycji do tego chybionego stanowiska Sądu Najwyższego
warto odwołać się do przemyślanego, odmiennego poglądu doktryny. (…) Pomijając motywy stanowiska
Sądu Najwyższego - sięgającego w dobrej intencji po złe instrumenty prawne -
trzeba zauważyć, że już w samym założeniu tezy tkwi istotny błąd prawny.
Fałszywie bowiem zakłada Sąd Najwyższy (…)
Pod koniec uzasadnienia Sąd Apelacyjny staje się
bezlitosny:
Sąd Najwyższy bagatelizuje problem, uznając
niespodziewanie, że (...). Zapomina bowiem o prawdziwych konsekwencjach
przyjęcia konstrukcji bezpodstawnego wzbogacenia. (...) Zaplątała się tu zaś
Sądowi Najwyższemu koncepcja "zaspokojenia się w drodze egzekucji".
Biorąc pod uwagę jak bardzo odbiegają od
większości orzeczeń sądowych uwagi Sądu Apelacyjnego są zaskakujące. Największą
niespodziankę Sąd Apelacyjny zostawił jednak na sam koniec uzasadnienia:
Korzystając z dyspozycji art. 102 k.p.c. Sąd
Apelacyjny odstąpił od obciążenia powoda kosztami procesu w obu instancjach,
mając na uwadze (…) niegdysiejsze wskazanie powodowi - mimochodem - przez Sąd
Apelacyjny drogi roszczenia o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia jako służącej
właściwie ochronie wierzycieli.
Sąd
pozwolił sobie na benchslap, o którym
nie śniło się amerykańskim prawnikom - auto-benchslap (proponuję określenie
”self-benchslap” po angielsku).
Wielki szacunek dla sądu. Ciekaw tylko jestem, czy w Sądzie Najwyższym to orzeczenie się ostało, bo zapewne złożono skargę kasacyjną.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą uważam rozstrzygnięcie o kosztach za błędne - dlaczego pozwany ma ponosić konsekwencje tego, że sąd źle poradził powodowi?
Obawiam się, że część sędziów SN może nie mieć dosyć dystansu do siebie i swojej instytucji, by docenić uczciwość i odwagę intelektualną SA.
OdpowiedzUsuńOdnośnie kosztów - art. 102 KPC interpretowany jest w ten sposób, że powinieneś być zwolniony z kosztów jeśli Twoja sprawa była precedensowa. Innymi słowy jeżeli wytaczasz wątpliwe sprawy, to koszty Twojego niepowodzenia powinien ponosić Twój przeciwnik. Aż się prosi o kolejny odwrócony benchslap.
Dostałem kiedyś urzędówkę, którą szybko przekazałem dalej. Ale uzasadnienia SA były powalające. Klient-pieniacz chciał zwolnienia z kosztów, SA napisał mu, że wytaczając masowo bezzasadne powództwa musi się liczyć z tym, że będzie ponosił konsekwencje swoich błędnych działań. I tak potraktowali go lajtowo, bo facet w pismach oskarżał wszystkich o wszystko, nie wyłączając sędziów i własnego adwokata hehe ;-))
OdpowiedzUsuńStawiam na SSA F. Marcinowskiego. Znany mi przykład spod jego ręki to np. I ACa 11/12 http://orzeczenia.wroclaw.sa.gov.pl/content/$N/155000000000503_I_ACa_000011_2012_Uz_2012-02-21_001
OdpowiedzUsuńDostało się innym SA oraz doktrynie.
Styl uzasadnienia nie pozostawia wg mnie wątpliwości, że to SSA E. Gniewek.
OdpowiedzUsuńRównież i w Krakowie, jeden z profesor prawa cywilnego, orzekający w tamtejszym SA słynął z kąśliwych uwag, kilka próbek – z różnych ozeczeń – znalezionych na szybk0, poniżej:
OdpowiedzUsuń„Skalę dysproporcji między wartością świadczeń stron uwydatnia zestawienie ustalonej w umowie ceny z przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniem w gospodarce uspołecznionej w listopadzie 1980 r.: wynagrodzenie to wynosiło 6.525 zł, co oznaczałoby, iż można byłoby za nie kupić około 44 m2 nieruchomości położonej w dużym mieście (sic!). Toteż stwierdzenie w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, iż cenę 180.000 zł, którą pozwane zapłaciły za tę działkę nie sposób uznać za krzywdzącą dla powoda świadczy bądź o zupełnie osobliwych wyobrażeniach o rzeczywistości gospodarczej, bądź też o swoistym pojmowaniu ekwiwalentności świadczeń w umowach.”
„Powołanie się przez pozwaną (…) na ochronę wynikającą z przepisów o rękojmi wiary publicznej ksiąg wieczystych opiera się na nieporozumieniu, a określając rzecz dokładniej i dosadniej - na zupełnej nieznajomości tych przepisów”
„Ustalenia te Sąd oparł wyłącznie na wyjaśnieniach powódki i zeznaniach jego ojca, gdyż uznał, iż „powódce nie wypadało domagać się zaświadczenia o pracy od rodziny arystokracji austriackiej.” Na gruncie reguł prawa argument ten jest osobliwy, na gruncie zaś reguł etykiety towarzyskiej zapewne zdziwiłby nawet ordynata Michorowskiego, w każdym razie nie uzasadnia on uchylenia - spoczywającego na powódce - ciężaru dowodu co do okresu jej zatrudnienia w Austrii i wysokości ustalonego w umowie wynagrodzenia za pracę.”
i – nie obciążając powoda kosztami przegranej sprawy:
„Sąd Apelacyjny stwierdził, iż dzięki odpowiedniej strategii obrony pozwanej w procesie, szereg istotnych kwestii umknęło tak powodowi, jak i sądowi I instancji, z pola oceny prawnej sprawy. Korzyść z tego tytułu osiągnęły pozwana, wygrywając proces w sprawie o zapłatę odszkodowania. Tym niemniej nie może zostać pominięty aspekt motywu działań procesowych powoda. Jakkolwiek łączył się z niczym nieudowodnioną kwotą, to wynikał z potrzeby orzeczniczego określenia granic wykorzystania cudzej twórczości artystycznej. W ocenie Sądu Apelacyjnego - dążenie powoda do ochrony słusznych praw nie może zostać pominięte, przy rozstrzygnięciu o kosztach procesu.
Wybór określonej taktyki procesowej należał do powoda, a jej niepowodzenie stanowiło efekt nie tylko obiektywnie nieuprawnionej konstrukcji roszczenia procesowego, lecz także umiejętnej obrony procesowej pozwanego. I jakkolwiek strona przegrywająca winna ponosić odpowiedzialność za wynik procesu, to z uwagi na fakt, że co do zasady i na innej płaszczyźnie prawnej niż to określił powód, możliwe byłoby konstruowanie roszczenia o zapłatę, bądź roszczenia niemajątkowego - usprawiedliwione jest rozstrzygnięcie o kosztach postępowania za obie instancje po myśli art. 102 kpc.”