poniedziałek, 12 listopada 2012
Czy znajomość psychologii może pomóc w pisaniu pism procesowych?
Daniel Kahneman, profesor psychologii, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii opublikował w 2011 r. książkę ”Thinking, Fast and Slow”. Książka ta stała się światowym bestsellerem.
Jeden z rozdziałów tej książki zawiera rozważania, które mogą być bardzo przydatne dla prawników procesowych. Nie są to rewolucyjne uwagi. Większość nauk prof. Kahnemana można znaleźć w angielskich i amerykańskich podręcznikach dotyczących pisania pism. Dobrze jednak wiedzieć, że rady prawników piszących takie podręczniki maja solidne podstawy naukowe. Poza tym, w Polsce żadne standardy w zakresie pisania pism procesowych dotychczas się nie przyjęły. Można ignorować nauki sędziego Scalia, ale czy można ignorować noblistę uznawanego za najważniejszego psychologa od czasów Freuda?
Czego uczy nas prof. Kahneman?
Po pierwsze, warto dbać o formatowanie tekstu, rodzaj i wielkość czcionki itp.
“The general principle is that anything you can do to reduce cognitive strain will help, so you should first maximize legibility. Compare these two statements:
Adolf Hitler was born in 1892.
Adolf Hitler was born in 1887.
Both are false (Hitler was born in 1889), but experiments have shown that the first is more likely to be believed. More advice: if your message is to be printed, use high-quality paper to maximize the contrast between characters and their background. If you use color, you are more likely to be believed if your text is printed in bright blue or red than in middling shades of green, yellow, or pale blue.”
Po drugie – może to być szokujące dla wielu adwokatów i radców – używanie pretensjonalnego, pseudonaukowego żargonu nie działa.
“If you care about being thought credible and intelligent, do not use complex language where simpler language will do. My Princeton colleague Danny Oppenheimer refuted a myth prevalent among undergraduates about the vocabulary that professors find most impressive. In an article titled ‘Consequences of Erudite Vernacular Utilized Irrespective of Necessity: Problems with Using Long Words Needlessly,’ he showed that couching familiar ideas in pretentious language is taken as a sign of poor intelligence and low credibility.”
Po trzecie – to jest pewna nowość – należy używać prostych nazw.
“Finally, if you quote a source, choose one with a name that is easy to pronounce. Participants in an experiment were asked to evaluate the prospects of fictitious Turkish companies on the basis of reports from two brokerage firms. For each stock, one of the reports came from an easily pronounced name (e.g., Artan) and the other report came from a firm with an unfortunate name (e.g., Taahhut). The reports sometimes disagreed. The best procedure for the observers would have been to average the two reports, but this is not what they did. They gave much more weight to the report from Artan than to the report from Taahhut.”
Po czwarte – znowu szok dla wielu kolegów po fachu – nie da się zbyt daleko zajechać broniąc tez kompletnie pozbawionych sensu.
“All this is very good advice, but we should not get carried away. High-quality paper, bright colors, and rhyming or simple language will not be much help if your message is obviously nonsensical, or if it contradicts facts that your audience knows to be true. The psychologists who do these experiments do not believe that the people are stupid or infinitely gullible.”
Zanim przeczytacie „Thinking, Fast and Slow” polecam ten materiał:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No więc tak się zawsze zastanawiam: Czy lepiej napisać "pozwany niezwłocznie spożył posiadane przez siebie pieczywo" czy też "pan Maciek od razu zjadł swoją bułkę".
OdpowiedzUsuńBartek
Ciekawy wpis ukazujący tak naprawdę pewien problem ze standaryzacją w Polskim prawie. Coś co przyjmuje się gdzieś na zachodzie w Polsce się nie sprawdza... Zgadzam się z tym, że nie powinno się ignorować noblisty
OdpowiedzUsuńZe wszystkim trzeba być ostrożnym. Zawsze można trafić na sędziego, który sam pisze rozbudowanym stylem i taki styl mu się podoba. Ale też trzeba pamiętać o prawie statystyki - to co nie zadziała na jednego, może zadziałać na kilku innych.
OdpowiedzUsuńDobry wpis. Uwagi niby oczywiste, a tu rzeczywistość skrzeczy - długie, marnie zredagowane pisma. Nadęte sformułowania i stronice poświęcone wywodom o wyższości wykładni językowej nad systemową, okraszone obficie orzecznictwem nie mającym związku ze sprawą. A wszystko w zwartym bloku tekstu, żeby nie było za łatwo dostrzec ważnych fragmentów - jeśli jakieś są.
OdpowiedzUsuńAle inaczej nie będzie, póki sąd nie przestanie udawać Sfinksa a uzasadnienia sądów nie będą wyglądały na pisane na kolanie. Jeśli sędzia nie raczy zdradzić, z czym ma w sprawie problem, to strony strzelają na ślepo – seriami. I mamy pisma przygotowane według zasady „napiszmy wszystko, a nuż coś chwyci” czy też „wprawdzie ten argument jest głupi, ale może sędzia też”. A później już leci standardowo – sąd się przecież nie będzie do całego tego bełkotu odnosił, zwłaszcza, że nie pisze przecież dla stron, tylko dla wyższej instancji. O technikaliach takich jak dzielenie uzasadnienia na części czy ich numerowanie (ETS się kłania) to aż wstyd mówić.
Ostatnio odwiedzałem raczej peryferyjny WSA i usłyszałem na początku rozprawy prośbę o dodatkowe wyjaśnienie spornego zagadnienia, gdyż skład, jak sam zaznaczył sprawozdawca, nie do końca czuje niektóre niuanse sprawy. I to jest to. Ale żeby zadać celne pytanie i ustawić sprawę, trzeba poświęcić najpierw trochę czasu.
No i druga sprawa, czyli okadzanie klienta, i to na dwa sposoby. Przed klientem – prostym człowiekiem, można zagrać szamana / kapłana. Wtedy przydają się w pismach tajemne frazy, których klient do końca nie pojmuje – popularne są zwłaszcza ogólne wtręty o wykładni prawa. Są też klienci „wyrobieni”, którzy chcieliby coś do pisma dodać – czują bowiem, że „to” może chwycić. I dodajemy. A pismo puchnie i traci zgrabne kształty.
Korzystając z okazji – prowadzi Pan bardzo ciekawy i wartościowy blog. Gratuluję!
Dziękuję za komentarze.
OdpowiedzUsuń@Paweł: Ci którzy piszą stylem przegadanym najczęściej nie piszą tak z wyboru, tylko dlatego, że inaczej nie potrafią - "Easy reading is damn hard writing". Poza tym sędziowie często uważają, że ich wyroki nie podlegają ocenie innej niż ocena sądu wyższej instancji (np. ocenie pod kątem stylu, ocenie pod kątem poprawności logicznej uzasadnienia). Dlatego też nie widzą powodu, by dostosować się do wymogów potencjalnych adresatów i czytelników swoich orzeczeń.
Perspektywa pełnomocnika powinna być inna. Nawet gdybym wiedział, że sędzia pisze barokowo, to miałbym wątpliwości, czy tak samo do niego pisać. Moim nadrzędnym celem powinno być, by moje argumenty dotarły do umysłu sędziego, i żeby zostały przez niego zrozumiane. To czy sędzia pisze w takim samym stylu jest drugorzędne. To powiedziawszy, zgadzam się, że w niektórych przypadkach zapewne warto odpuścić sobie przyjęte zasady i dostosować styl do dziwnych upodobań sędziego. Pewnie w niektórych przypadkach najlepiej jest złożyć pismo napisane na maszynie do pisania.
Jako osobie, której barok nieobcy uważam, że należy rozróżnić dwie rzeczy: sferę faktyczną i sferę prawną/teoretyczną sporu.
OdpowiedzUsuńWplatanie w przytoczenia stanu faktycznego argumentacji prawnej jest wg mnie szkodliwe i może niepotrzebnie nakierować Sędziego, co nie zawsze będzie rodzić pozytywne skutki.
W sferze prawnej - wszystko zależy. Są sprawy, gdzie uzasadnienie prawne jest zbędne,jak i takie, w których "spór co do prawa" stanowi - wobec bezsporności faktów - jedyny przedmiot "sporu". W tych ostatnich, przeprowadzenie naukowego wywodu może się przydać, lecz też trzeba to robić w sposób logiczny i czytelny.
Niestety, nawet w prostych sprawach uzasadnianie podstaw prawnych od A do Z może się okazać konieczne - mam nieodparte wrażenie, że Sędziowie mają duży problem z zagadnieniami dotyczącymi np. konwencji wiedeńskiej czy rozp. 44/2001.
Co do samego sposobu sporządzania pism: Niestety, często nawet w drobnych, prostych sprawach często trafiają na moje biurko pisma sporządzone przez profesjonalnych pełnomocników, nad którymi spędzam zbyt dużo czasu starając się zrozumieć zawarty w nich "strumień świadomości", pomimo tego, że pismo może liczyć sobie np 4 strony.
Piotr
Rzeczywiście jest to bardzo dobra publikacja i mimo, iż może z pozoru wydawać się dla prawnika nieprzydatna, to świetnie zwraca uwagę na szczegóły, które są często pomijane (jak właśnie umiejętne formatowanie tekstu czy używanie odpowiedniego języka). Warto ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńA ja mam nieodparte wrażenie, że im dłuższe pismo tym mniej chce się czytać... I sama tego doświadczam - jak trafia na moje grubaśne pismo poza nielicznymi argumentami merytorycznymi zawierające przytoczenie wszelkich przepisów znajdujących mniejsze lub większe zastosowanie w sprawie to nie wzbudza to mojego zachwytu. Ale cóż sama kiedyś tak pisałam... Z drugiej strony - czasami trzeba. A moje rozbawienie zawsze powodują treści pism procesowych odnajdywane w uzasadnieniach wyroków.
OdpowiedzUsuń