sobota, 25 września 2010

Dlaczego w Polsce procesy ciągną się latami?


Czas trwania procesów w sprawach cywilnych w Polsce jest przedmiotem powszechnej krytyki. Wśród przyczyn przewlekłości postępowań wymienia się skomplikowanie procedury cywilne, przeciążenie sędziów pracą, braki kadrowe etc. Oprócz tych przyczyn istnieje jeszcze jeden istotny czynnik wpływający na fakt, iż Polska zajmuje od lat najniższe miejsca w rankingach porównujących czas postępowań sądowych. Tym czynnikiem jest zła praktyka sądowa, która nie wynika z przepisów prawa, i która nie może być usprawiedliwiana niedofinansowaniem wymiaru sprawiedliwości.

Odraczanie rozpraw

Po pierwsze, zamiast koncentrować przeprowadzanie dowodów na jednej rozprawie, wielu sędziów działa w ten sposób, iż sprawę rozpatruje na kilku posiedzeniach oddalonych od siebie o kilka miesięcy. Przykładowa sprawa wygląda więc tak. Powód składa pozew. Po 6 miesiącach od złożenia pozwu sąd wyznacza termin pierwszej rozprawy. Na pierwszą rozprawę sąd nie wzywa nikogo z zawnioskowanych świadków, lub też wzywa 2 z 10 świadków, o których przesłuchanie wniosły strony. Na kolejną rozprawę, za 3-4 miesiące sąd wzywa kolejnych dwóch świadków itd. Każda z tych rozpraw trwać będzie maksymalnie półtorej godziny. Jeżeli do tego jeszcze któryś świadek się nie zjawi na terminie rozprawy, nietrudno zrozumieć dlaczego sprawa będzie ciągnąć się przez dwa lata przed sądem pierwszej instancji. Praktyka ta jest powszechna, a wniosek pełnomocnika, by na kolejny termin wezwać wszystkich świadków i przeznaczyć np. osiem godzin na rozpoznanie sprawy rzadko spotyka się ze zrozumieniem sądu. Należy zaznaczyć, iż takie działanie sądu jest sprzeczne z przepisem Kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którym sąd powinien przeciwdziałać przewlekaniu postępowania i dążyć do tego, aby rozstrzygnięcie nastąpiło na pierwszym posiedzeniu, jeżeli jest to możliwe bez szkody dla wyjaśnienia sprawy. Tylko, że takimi "miękkimi" przepisami mało kto się przejmuje. I tak nie ma żadnej sankcji za ich naruszenie.

Brak analizy

Po drugie, sądy rzadko na początkowym etapie rozpoznania sprawy dokonują rzetelnej analizy prawnej. W konsekwencji nie ustalają jakie kwestie prawne wymagają rozstrzygnięcia, by wydać wyrok, a które kwestie są nieistotne dla sprawy. Skutkiem tego sędziowie nie zarządzają sprawami w efektywny sposób. Podstawowym przejawem tych zaniechań jest dopuszczanie dowodów zgłaszanych przez strony, nawet jeżeli nie mają one znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Przykładowo, powód na jedno ze swoich twierdzeń powołuje dowód z przesłuchania trzech świadków. Pozwany przeczy temu twierdzeniu, ale jednocześnie wskazuje, iż nawet jeżeli powód zdoła w ten sposób udowodnić swoje twierdzenie, to jest to nieistotne, gdyż powództwo i tak powinno być oddalone z uwagi na taki, a taki argument. Sąd dopuszcza dowód ze świadków nie analizując tego argumentu. Podobnie jak praktyka bezzasadnego odraczania rozpraw, również i ta praktyka jest sprzeczna z prawem, w szczególności z przepisem, który stanowi, iż przedmiotem dowodu są tylko fakty, które mają istotne znaczenie dla sprawy.

Podsumowanie

Oba powyższe problemy nakładają się na siebie i wzmacniają swoje negatywne efekty. Mniejszym problem byłoby przesłuchiwanie świadków, którzy zeznają na temat faktów nieistotnych dla sprawy, gdyby tylko przesłuchanie ich odbyło się szybko i sprawnie. Gorzej, gdy przesłuchanie to zajmuje cały rok, bo odbywa się na pięciu rozprawach.

Nagminne odraczanie rozpraw w połączeniu z zaniechaniem analizy prawnej sprawy na początku procesu prowadzi nie tylko do wydłużania okresu między złożeniem pozwu i wyrokiem. Skutkiem tych praktyk jest również znaczne wydłużenie czasu i zwiększenie kosztów, które zarówno sąd (państwo) jak i strony muszą ponieść w ramach danego postępowania. Niełatwo jest zmienić utrwalone praktyki, ale jest to konieczne. W przeciwnym razie żadna nowelizacja przepisów Kodeksu postępowania cywilnego, ani nawet uchwalenie nowego kodeksu niczego w zakresie czasu trwania postępowań w Polsce nie poprawi.

sobota, 4 września 2010

Wyrok sądu arbitrażowego w sprawie DPTG przeciwko TP S.A.


3 września sąd arbitrażowy w Wiedniu wydał wyrok częściowy w sprawie z powództwa duńskiej spółki DPTG przeciwko TP S.A. Sąd nakazał TP S.A. zapłatę 1,568 mld zł. Spór dotyczył opłat, które TP S.A. miała płacić na rzecz duńskiej spółki za korzystanie z wybudowanej przez Duńczyków sieci światłowodowej.

Sprawa ta została opisana w raporcie bieżącym TP S.A. oraz w głównych dziennikach: Rzeczpospolita i Gazeta Wyborcza.

Nie ma więc potrzeby, by przytaczać ponownie fakty. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na dwie kwestie dotyczące międzynarodowego arbitrażu w ogólności, które są widoczne w tej sprawie.

Pierwszą kwestią jest czas postępowania arbitrażowego. Sprawa została wszczęta w 2001, więc toczyła się przez 9 lat. Dodajmy, że wydano wyrok częściowy, rozstrzygający rozliczenia stron za lata 1994-2004. Roszczenia za lata 2004-2009 będą przedmiotem odrębnego wyroku. Całościowe rozstrzygnięcie sporu może więc trwać 10 lat lub dłużej. 9 lat na wydanie wyroku jest okresem bardzo długim (niestety żadne z powyższych źródeł nie wyjaśnia przyczyn tak długiego rozpoznawania tej sprawy). Długotrwałe postępowania nie są jednak niczym nadzwyczajnym w międzynarodowym arbitrażu. Z tego powodu arbitraż znajduje się coraz częściej w ogniu krytyki ze strony środowisk biznesu (por. tekst Andrew Clarke z Corporate Counsel International Arbitration Group, tekst Lucy Reed z Freshfields. Menedżerowie oczekują szybkiego, sprawnego i efektywnego rozwiązywania sporów, a arbitraż często oczekiwania te zawodzi. Toczenie sporu przez prawie dekadę może być uznane za porażkę arbitrażu.

Drugą kwestią są postępowania sądowe po wydaniu wyroku przez sąd arbitrażowy. „Rzeczpospolita” przytacza wypowiedź prezesa zarządu TP S.A.: „będziemy analizować dzisiejszą decyzję punkt po punkcie i jesteśmy zdeterminowani do wykorzystania wszystkich środków prawnych, aby bronić interesów spółki i jej akcjonariuszy”. TP S.A. najprawdopodobniej więc wniesie skargę o uchylenie tego wyroku do sądu austriackiego. Ponadto, DGTP będzie zmuszona toczyć spór o stwierdzenie wykonalności tego wyroku przed sądami w Polsce. Oznacza to, iż spór przeniesie się z sądu polubownego do sądów państwowych. Sprawy takie również mogą toczyć się latami, czego przykładem był spór dotyczący udziałów w PTC, operatora sieci ERA. To dodatkowo uderza w mit arbitrażu jako szybkiej i sprawnej metody rozwiązywania sporów. Między bajki można też włożyć twierdzenia, iż poważne firmy respektują dobrowolnie wyroki sądów polubownych i tylko w nadzwyczajnych przypadkach bronią się jeszcze w sądach państwowych. Świat pewnie byłby lepszy, gdyby strony na serio traktowały zapisy umowy mówiące o tym, iż wyrok sądu arbitrażowego będzie dla nich wiążący i ostatecznie rozstrzyga spór między nimi. W rzeczywistości jednak nierozsądnym byłoby oczekiwać, iż strona przegrywająca wielomilionowy spór nie skorzysta z przysługujących jej środków obrony.

Sprawa ta zdaje się więc być dobrą ilustracją problemów, które dotykają międzynarodowy arbitraż handlowy. W najbliższym czasie napiszę o środkach, jakie proponuje się zastosować, by usprawnić postępowania arbitrażowe i skrócić czas rozwiązywania sporów.